Duże zmiany czekają obecnych studentów. Gdy zdobędą tytuł magistra, będą mogli iść nową ścieżką kariery akademicko-naukowej i obronić doktorat wdrożeniowy. Tak wynika ze strategii ministra nauki i szkolnictwa wyższego, którą ma ogłosić w piątek.
Podwójne zyski
Temat takiego doktoratu można zgłosić uczelni na dwa sposoby. Przez magistra, który będzie chciał prowadzić badania doktoranckie związane z konkretnym problemem pracodawcy, albo przez firmę. Jego rozwiązanie będzie przedmiotem rozprawy doktorskiej.
Studia doktoranckie będą w tym przypadku prowadzone w systemie dualnym – w jednostce naukowej oraz w przedsiębiorstwie. Doktorant będzie miał więc z jednej strony status uczestnika studiów, z drugiej zaś pracownika zatrudnionego w pełnym wymiarze. Jednostka naukowa zapewni mu kształcenie, dostęp do laboratoriów, opiekę promotora i wsparcie zespołu badawczego. Zysk również będzie podwójny – z jednej strony stypendium doktoranckie, z drugiej pensja.
– To słuszna idea. Doktoraty nie powinny trafiać na półki. Niepokój może jednak budzić, że inni doktoranci będą w dużo gorszej sytuacji. Wciąż mają walczyć o stypendium w wysokości 1,5 tys. zł netto – mówi Michał Gajda, przewodniczący Krajowej Reprezentacji Doktorantów. Dodaje przy tym, że doktorzy, którzy napiszą rozprawy w nowej formule, zyskają na pewno lepsze perspektywy zatrudnienia. To wszystko sprawi, że będzie im zależało na tym, by iść nową ścieżką kariery.
Koszty programu „doktorat wdrożeniowy" w pierwszym roku wyniosą 20,7 mln zł – przy założeniu, iż liczba doktorantów wyniesie do 500 osób rocznie, a stypendium doktoranckie będzie równe minimalnemu wynagrodzeniu asystenta, które wynosi 2450 zł miesięcznie.