Zajęcia dodatkowe w wielu przedszkolach zostały wstrzymane we wrześniu, wraz z wejściem w życie tzw. ustawy przedszkolnej. Zakłada ona, że rodzice nie mogą za opiekę nad dziećmi w tych placówkach płacić więcej niż 1 zł za godzinę powyżej pięciu bezpłatnych. Szybko okazało się, że mimo braku środków w samorządowych kasach dzieci mogą uczyć się angielskiego i uczestniczyć w zajęciach rytmicznych czy kursie lepienia z gliny. Finansują je rodzice, wpłacając darowizny na fundusz rady rodziców.
Ministerstwo Edukacji Narodowej sprzeciwia się jednak takiej praktyce.
Publiczne przedszkole nie może pobierać od rodziców opłat innych, niż ustalone przez radę gminy zgodnie z zasadami określonymi w ustawie o systemie oświaty (nie więcej niż 1 zł za godzinę) – można przeczytać w komunikacie MEN. – Jeżeli świadczeniu rodziców usiłuje się nadać inną formę niż opłata, wykorzystując do tego między innymi cywilnoprawną formę darowizny, której wniesienie jest warunkiem zorganizowania zajęć dla określonej grupy dzieci, to nie jest to nic innego, niż pobranie opłaty pod pozorem innej czynności prawnej. To nakłanianie do łamania prawa.
Z taką interpretacją przepisów nie zgadzają się władze samorządowe.
– Rada rodziców może gromadzić fundusze z dobrowolnych składek rodziców, a także z innych źródeł. W celu wspierania działalności statutowej placówki fundusze te mogą być przekazywane w formie dobrowolnych wpłat do przedszkola, zasilając jego budżet, którym dysponuje jego dyrektor – argumentuje Ewa Kamińska, zastępca prezydenta Gdańska do spraw polityki społecznej. – Rada rodziców opiniuje projekt planu finansowego przedszkola, ma zatem wpływ na przeznaczanie środków. Jeśli przyjmuje w uchwale wolę rodziców dotyczącą rodzaju zajęć dodatkowych, a w budżecie przedszkola są na to środki, zajęcia te są realizowane. I dopóki Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zakaże przekazywania darowizn w Polsce, utrzymujemy, że prawa rodziców muszą być respektowane.