Po śmierci półrocznej Basi w szpitalu w Kutnie znów rozgorzała dyskusja o niedociągnięciach w przepisach regulujących zasady działania karetek.
Do dziewczynki, mimo kilkukrotnych wezwań szpitala w Kutnie, ambulans dotarł dopiero po trzech godzinach. Był on własnością pogotowia w Łodzi i miał przewieźć dziecko do szpitala specjalistycznego w tym samym mieście.
W sprawie głos zabrała Polska Rada Ratowników Medycznych. Zdaniem jej przedstawicieli winę za tę sytuację ponosi Ministerstwo Zdrowia, które od kilku lat nie wydało przepisów określających, jak mają być przewożeni pacjenci między szpitalami. Ratownicy skierowali list do Bartosza Arłukowicza.
– Nie wiemy, czy dziecko zmarło przez to, że karetka dojechała po trzech godzinach. Faktem jest jednak, że powinna dotrzeć tam na czas – mówi „Rz" Edyta Wcisło z PRRM. Jej zdaniem potrzebna jest ustawa określająca szczegółowo, jak funkcjonuje transport medyczny i sanitarny, jak ma być wyposażony i jacy specjaliści powinni w nim jeździć.
Teraz bardzo ogólnie tę kwestię reguluje ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej. Nie ma tam jednak żadnych szczegółów o zasadach działania karetek.