Przeciętny Kowalski, żeby być na bieżąco z przeprowadzanymi zmianami legislacyjnymi, powinien spędzać 3 i pół godziny dziennie na studiowaniu nowych regulacji. Taka konkluzja wypływa z raportu na temat stabilności otoczenia prawnego w polskiej gospodarce, opublikowanego przez firmę Grant Thornton.

Z przeprowadzonych badań wynika, że polski ustawodawca produkuje obecnie więcej stron prawa niż przed II wojną światową. Tylko w ubiegłym roku było ich ponad 25 tys. To o 11,5 proc. więcej niż w 2013 r. Polska przyjęła także sześciokrotnie więcej prawa niż np. Czechy. Taki stan rzeczy nie służy rozwojowi przedsiębiorczości. W zeszłym roku przedsiębiorcy musieli zmierzyć się z ponad 9 tys. stron regulacji. Prawie połowa z nich uważa, że krajowa biurokracja jest dla nich ważną barierą w rozwoju firmy. Jak wskazują autorzy raportu najbardziej chwiejne są przepisy proceduralne, podatkowe i te dotyczące produktów. Nowe prawo może, a nawet powinno powstawać, ale musi być przy tym stabilne. A o to trudno.

Eksperci firmy Grant Thornton wskazują na przyczyny takiego stanu rzeczy. To m.in. zbyt częste korekty przepisów, niska jakość stanowionego prawa, niewielka świadomość realiów biznesowych legislatorów, a także członkostwo w Unii Europejskiej.

Od chwili przystąpienia Polski do UE weszło w życie ok. 200 tys. stron A4 nowego prawa. Jak obrazują autorzy raportu, gdyby ułożyć te strony jedna na drugiej, powstałby stos dokumentów o wysokości 10,3 metra. Problem tkwi często w tym, że nasz rodzimy ustawodawca wprowadza regulacje szersze niż „unijne minimum".