O propozycję wprowadzenia opłat za leczenie prowadzący poniedziałkową #RZECZoPRAWIE Mateusz Rzemek zapytał wiceministra zdrowia w latach 2008-2012 , a obecnie eksperta sektora ochrony zdrowia w EY.
Zdaniem Jakuba Szulca wprowadzenie w publicznej służbie zdrowa opłat za komercyjne leczenie nie jest niczym niezwykłym, ale nie w tej rzeczywistości, w jakiej znajdziemy się od 1 października 2017.
- Stoimy przed dylematem: doskonale wiemy, że pieniędzy w publicznym systemie ochrony zdrowia jest za mało. Możliwość komercyjnego wykonywania zabiegów miałaby być możliwością dorobienia sobie przez szpital. Tylko, że w przypadku tej konkretnej propozycji rządu mamy dwa zasadnicze problemy.
Pierwszy to kłopot polityczny czyli wcześniejsze deklaracje rządu, że będzie on brał na siebie całą odpowiedzialność za ochronę zdrowia Polaków. Możliwość komercyjnego udzielania świadczeń trochę temu przeczy.
Drugi, zasadniczy kłopot jest merytoryczny. Od 1 października zmieniamy całkowicie system finansowania lecznictwa szpitalnego. Dziś mamy finansowanie efektywnościowe, czyli „płacę za procedury". Pacjent jest przyjmowany do szpitala, a następnie według rozpoznania jest rozliczany z NFZ. Od 1 października szpital ma mieć przekazaną z góry ustaloną pulę pieniędzy na dany okres rozliczeniowy i niezależnie od tego, ile świadczeń wykona lub nie wykona, dostanie tę z góry określona kwotę. Kłopot jest w tym, że jeżeli mówimy, że szpital będzie mógł przyjmować pacjentów komercyjnie , nie określając żadnych zasad, to stykamy się z sytuacją, w której dyrektorowi szpitalowi w pierwszym dniu obowiązywania ryczałtu opłaca się zawiesić na drzwiach karteczkę „Drodzy pacjenci, od dziś leczymy wyłącznie komercyjnie". Dlaczego? No bo ryczałt i tak dostanę. Szpital traci zachęty, by przyjmować pacjentów. Powstaje pytanie: skoro szpital dostaje ryczałt, by zabezpieczyć w pełni ochronę zdrowia wszystkich pacjentów, to za co miałby pobierać opłaty? - mówił Jakub Szulc.