Do artykułu radcy prawnego Urszuli Młynarczyk („[link=http://www.rp.pl/artykul/287850.html]Z umowy z radcą prawnym lub adwokatem można się wyplątać[/link]”, „Rz” z 8 kwietnia 2009 r.) traktującego o związku, który powstaje pomiędzy klientem a adwokatem lub radcą, oraz o tym, że nie jest to związek nierozerwalny, warto dorzucić kilka uwag.
Pierwsza to wskazanie na istotną odmienność między tymi zawodami: kierują się one odmiennością w zakresie przyjętych zasad deontologicznych, odmienną filozofią wykonywania zawodu.
W artykule mec. Młynarczyk przypomina się, że kodeks etyki radcy prawnego stanowi, iż podstawą wypowiedzenia przez radcę zlecenia może być niezapłacenie przez klienta umówionego wynagrodzenia. Kodeks etyki adwokackiej takiego postanowienia nie zawiera. Mowa tam natomiast, że sprawy finansowe to obszar szczególnej skrupulatności w relacji adwokat – klient.
Ponadto etyczne normy zawodowe adwokatów zakazują uzależniania wydania klientowi pism i dokumentów związanych z powierzoną sprawą od uprzedniego uregulowania opłat i kosztów przypadających adwokatowi. Czy tu chodzi wyłącznie o elegancję, czy jednak o coś więcej? Otóż relacja między klientem a adwokatem nie jest sprowadzona do poziomu relacji rynkowej. Chociaż z rozmaitych przyczyn (głównie podatkowych) adwokatów i inne wolne zawody wtłoczono w kategorię przedsiębiorców, nie do końca jednak układ klient – adwokat jest odzwierciedleniem relacji zleceniodawca – usługodawca. W stosunkach klienta z adwokatem podstawowym spoiwem był, i mam nadzieję zawsze będzie, element zaufania. I to wzajemnego.
To oznacza, że pełnomocnictwo ulega rozwiązaniu nie wówczas, gdy klient nie zapłacił umówionego wynagrodzenia, lecz gdy utracił do adwokata zaufanie – bądź odwrotnie. W omawianych stosunkach zaufanie jest jednym z podstawowych filarów deontologicznych decydujących o bycie samego zlecenia oraz istoty adwokackich powinności – względem klienta oraz względem sprawy.