Wszyscy uczymy się na błędach

Ukrywanie przez tzw. ekspertów ich prawdziwej roli to na rynku biznesowym choroba nie mniej groźna niż korupcja

Aktualizacja: 20.04.2011 04:37 Publikacja: 20.04.2011 03:00

Wszyscy uczymy się na błędach

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Red

6 kwietnia 2011 na żółtych stronach „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł „Jak udaremnić taktykę faktów dokonanych”.

Autorka opisuje fragment sporu między akcjonariuszami spółki Mago SA, a wiedzę o nim czerpie, jak informuje w treści artykułu, z postanowienia Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 7 marca 2011 (276/11), do którego „dotarła” „Rzeczpospolita”.

Jestem pełnomocnikiem jednej ze stron tego sporu (jednym z kilku). Jednym z pełnomocników drugiej strony jest radca prawny dr Radosław Kwaśnicki.

Zdziwienie i niedowierzanie

Ze zdziwieniem graniczącym z niedowierzaniem odnotowałem, że obok wspomnianego artykułu zamieszczony jest komentarz eksperta, którym jest radca prawny dr Radosław Kwaśnicki. Komentarz jest jednoznaczny i nie pozostawia wątpliwości, która strona ma rację. Oczywiście rację ma strona reprezentowana przez pana Radosława Kwaśnickiego.

O swoim zaangażowaniu w sprawę mecenas Kwaśnicki nie informuje, a więc w odbiorze czytelnika to niezależny ekspert ocenił sprawę, nie pozostawiając wątpliwości, która ze stron ma rację. Próżno szukać też informacji o zaangażowaniu mec. Kwaśnickiego w treści artykułu.

Być może jestem człowiekiem trochę niedzisiejszym i wyznaję standardy obowiązujące w czasach minionych, a dziś nieaktualne, ale zawsze sądziłem (i nadal tak sądzę), że osoba wypowiadająca się w charakterze eksperta to ktoś w spór niezaangażowany, przez co może on chłodnym i obiektywnym okiem spojrzeć na sprawę.

Sądziłem też i sądzę, że osoba wypowiadająca się publicznie w sprawie, w którą jest w jakikolwiek sposób zaangażowana, na wstępie informuje o swojej roli. Ot, naiwność starszego pana…

Garść faktów

By nie stworzyć wrażenia, że moja wypowiedź zawiera same oceny, bez przytoczenia faktów je uzasadniających, poniżej garść podstawowych informacji.

W spółce MAGO SA jest dwóch akcjonariuszy, każdy posiada po 50 proc. akcji. Akcjonariusze są w konflikcie. Jeden z nich zwołał walne zgromadzenie na 8 stycznia 2011, na którym, pod nieobecność drugiego akcjonariusza, dokonano m.in. wyboru nowej rady nadzorczej, a ta powołała nowy zarząd.

Drugi akcjonariusz kwestionuje ważność tego zgromadzenia i dokonanych w związku z nim wyborów. W konsekwencji, jak trafnie stwierdza się w artykule, w spółce panuje dwuwładza (dwie kwestionujące się wzajemnie rady nadzorcze i dwa zarządy).

Zarząd (nazwijmy go nr 1) ustanowił mec. Kwaśnickiego pełnomocnikiem MAGO SA, Zarząd nr 2 ustanowił mnie pełnomocnikiem MAGO SA. W tym charakterze obaj pojawiamy się w sporach sądowych związanych z zatargiem między akcjonariuszami, choć sami skonfliktowani akcjonariusze reprezentowani są także przez inne kancelarie. Niezależnie od reprezentacji jednego z konkurencyjnych zarządów  pan mec.

Kwaśnicki reprezentuje sporadycznie (na przykład na walnym zgromadzeniu spółki) jednego z akcjonariuszy, określanego w artykule jako Piotr M. Także ja sporadycznie reprezentuję drugiego z akcjonariuszy, określanego w artykule jako Andrzej G. (dokumenty potwierdzające powyższe fakty udostępniłem, za zgodą klienta, redakcji „Rz”).

Materialnie rzecz ujmując, pan mec. Kwaśnicki działa na rzecz jednego z akcjonariuszy (choć głównie poprzez reprezentowanie zarządu popieranego przez tego akcjonariusza), a ja na rzecz drugiego z nich (na analogicznych zasadach).

Warto dodać, że wszystkie walne zgromadzenia odbywane w ostatnim czasie na wniosek jednego z akcjonariuszy (Piotra M.) miały miejsce… w kancelarii mec. Kwaśnickiego. Podsumowując, mec. Kwaśnicki działa po jednej stronie, a ja po drugiej.

Toczę spór w sądzie

Jest jednak między nami pewna różnica. Ja spór toczę wyłącznie w sądzie, bo to jest właściwe po temu miejsce. Pan mec. Kwaśnicki natomiast, ujmując rzecz wprost, pobiera wynagrodzenie za działanie w sprawie, a na gościnnych łamach „Rzeczpospolitej” komentuje ją jako niezależny ekspert.

Mam nadzieję, że tego wątku nie trzeba dalej rozwijać i wykazywać, że ukrywanie przez tzw. ekspertów ich prawdziwej roli to na rynku biznesowym choroba nie mniej groźna niż korupcja.

Moim zdaniem rzecz nie sprowadza się jednak do przypadku konkretnego radcy prawnego, któremu pomieszały się (?) role. To także, niestety, kłopot środowiska radców prawnych (a więc i mój), które bywa postrzegane przez społeczeństwo przez pryzmat takich przypadków.

No i chyba jednak również kłopot redakcji „Rz”.

Wersja jednej ze stron

Stało się bowiem coś niedobrego. Pod pretekstem obiektywnego artykułu przekazano, jako obiektywny stan faktyczny, wersję jednej ze stron, pewnie przede wszystkim dlatego  że postępowanie o zabezpieczenie toczy się bez udziału drugiej strony, a sąd, udzielając zabezpieczenia, przyjmuje wersję tej strony tylko za prawdopodobną. Dlaczego jednak przed publikacją nie zwrócono się do drugiej strony o komentarz?

Nie wiem. Dlaczego twierdzenia jednej ze stron sporu, które Sąd Apelacyjny w uzasadnieniu postanowienia prezentuje w formule „wnioskodawca twierdzi, że” i uznaje je co najwyżej za prawdopodobne, w artykule uznano za fakty (choćby wątek „pustych kopert”)?

Także nie wiem. Trudno też dociec, dlaczego przy tych wszystkich wątpliwościach redakcja „Rz” zdecydowała się ujawnić nazwę spółki, w której toczy się spór, i inicjały zaangażowanych w spór akcjonariuszy (w sytuacji gdy w spółce jest dwóch akcjonariuszy, wszyscy zainteresowani widzą, o kogo chodzi, a więc w świat poszedł przekaz, że jeden z akcjonariuszy, nietrudny do rozszyfrowania, wysłał „puste koperty”, choć postępowanie dowodowe w tej sprawie jeszcze się nie odbyło – sprawa jest na wstępnym etapie).

Przecież dla zilustrowania tezy, jak korzystać z instytucji zabezpieczenia powództwa, przytaczanie nazwy spółki i inicjałów akcjonariuszy nie było konieczne.

W jaki sposób redakcja „dotarła” do postanowienia Sądu Apelacyjnego, skoro zostało ono wydane na posiedzeniu niejawnym? I czy sposób, w jaki redakcji materiał udostępniono (mogę się, bez dużego ryzyka popełnienia błędu, domyślać, jak to się stało, ale na domysłach wypadnie mi poprzestać, bo „tajemnica dziennikarska”), nie powinien był skłaniać do szczególnej ostrożności w opisie całej sprawy?

No i wreszcie, jaki to szczególnie niefortunny zbieg okoliczności spowodował, że w sprawie, w której mec. Kwaśnicki tkwi „po uszy” jako pełnomocnik, do niego właśnie zwrócono się, aby rzecz skomentował jako niezależny ekspert? Pytania, pytania...

W poważnej gazecie

Nie wszystkie pozostają bez odpowiedzi. Bowiem na pytanie, co strona miałaby osiągnąć poprzez taką publikację, odpowiedź wydaje się prosta: ano  choćby to, żeby funkcjonariusz banku decydujący o tym, podpisy którego „zarządu” ma honorować, przeczytał taki tekst w poważnej gazecie…

No i pewnie przeczytał. A kancelaria reprezentująca wspólnika Piotra M. natychmiast przesłała do sądu, w którym toczy się jeden ze sporów pomiędzy akcjonariuszami, komentowany przeze mnie artykuł, z zaznaczeniem, że publikacja ta świadczy o zainteresowaniu opinii publicznej sprawą. I w ten sposób koło się zamyka. Ech ci młodzi przebojowi prawnicy.

Dla jasności na koniec wypada dodać, że celem mojej wypowiedzi nie jest wykazanie, że to mój klient, a nie klient mec. Kwaśnickiego ma rację w sporze. O tym zdecyduje sąd. Ja zaś, podobnie jak olbrzymia większość moich kolegów radców prawnych i adwokatów, spory toczę w sądzie, a jeśli, z rzadka, komentuję sprawy w prasie, to nie ukrywam swojej w nich roli.

Celem mojej wypowiedzi nie jest też zarzucanie nierzetelności redakcji „Rz”. Autorkę artykułu cenię od lat za rzetelność publikacji. To wszystko naprawdę mogło być wynikiem skrajnie niefortunnego zbiegu okoliczności. Cóż, wszyscy uczymy się na błędach.

Więcej o etyce prawnika w serwisie:

Etyka i reklama

 

6 kwietnia 2011 na żółtych stronach „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł „Jak udaremnić taktykę faktów dokonanych”.

Autorka opisuje fragment sporu między akcjonariuszami spółki Mago SA, a wiedzę o nim czerpie, jak informuje w treści artykułu, z postanowienia Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 7 marca 2011 (276/11), do którego „dotarła” „Rzeczpospolita”.

Pozostało 96% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów