Rz: Skąd wziął się pomysł na bloga?
Grzegorz Chmiel: Stwierdziłem, że to jedyna droga, by dotrzeć do odbiorców. Wcześniej w komentarzach pod artykułami w internecie próbowałem tłumaczyć, jak wygląda praca sędziego od kuchni. Powszechne przekonanie jest takie, że za przewlekłość procesu winę ponosi leniwy, niedouczony i na dodatek skorumpowany sędzia. A gdy mówię, że mam 500 spraw, pada pytanie, czy to na rok. Gdy tłumaczę, że nie, że tyle prowadzę równocześnie, ludzie mi nie wierzą. Pomyślałem więc, że trzeba o tym jak najwięcej mówić i pisać. Nie tylko w komentarzach.
Na pana blogu ostatni wpis pojawił się w listopadzie. Mam nadzieję, że nie zrezygnował pan z jego prowadzenia.
Mam zamiar prowadzić go dalej. Problem w tym, że zawsze jest coś ważniejszego.
Przyznam, że trochę się zmartwiłam, bo pana ostatni wpis nosił tytuł „Mam dość", pisał pan o hejcie.