55-letni doświadczony menedżer (jeden z najlepiej wynagradzanych pracowników RBS) padł ofiarą swego upodobania do nowych technologii. A konkretnie do popularnej mobilnej aplikacji Snapchat, która umożliwia łatwą i szybką wymianę plików multimedialnych, w tym zdjęć. To właśnie przesłane przez Snapchata fotografie kosztowały menedżera utratę posady.
Wprawdzie „selfie" zrobione podczas służbowych nasiadówek nie były bulwersujące - ot, po prostu lekko zdegustowana twarz Cullinana z podpisem typu „Nie jestem fanem nudnych zebrań" albo "kolejne drętwe spotkanie", ale ich publikacja przez bulwarówkę „The Sun" wywołała skandal. Tabloidowe oburzenie na jednego z najlepiej opłacanych w Wielkiej Brytanii menedżerów, który za swoją super pensję (w tym roku zainkasował łącznie 4 mln funtów w bonusach) nudzi się w pracy, zakończyło się wkrótce potem komunikatem banku o jego odejściu. Po sześciu latach dobrze ocenianej pracy.
Najbardziej pouczający jest sposób, w jaki zdjęcia wyciekły do mediów. Cullinan nie zamieszczał ich bynajmniej na swoim profilu, ani nie udostępniał przypadkowym znajomym. Przesłał je swej 18-letnie córce, wierząc w dodatku w unikalną funkcjonalność Snapchata, gdzie przekazywane pliki po krótkim czasie są kasowane. Chyba, że ktoś je zapisze na swoim telefonie. Tak jak to zrobiła córka Cullinana. 18-latka tak była dumna z technologicznej sprawności swego taty, że pochwaliła się tym na społecznościowym serwisie fotograficznym Instagram. Przy okazji Dnia Ojca zamieściła tam zdjęcia swego taty z dumą określając go jako „niekwestionowanego króla Snapchata".
Teraz może określać go jako niekwestionowanego pechowca, bo według komentarzy w brytyjskiej prasie, skandal ze zdjęciami mógł być dla RBS dobrym pretekstem do usunięcia z firmy Cullinana- jego koncepcja restrukturyzacji bankowości inwestycyjnej RBS (gdzie pracę może stracić 14 tys. osób) miała ponoć w firmie wpływowych przeciwników.
Historia Rory'ego Cullinana trafi pewnie na stałe do prezentacji specjalistów od budowania wizerunku w sieci czy ekspertów od osobistej marki. Ci regularnie ostrzegają, by uważać na zdjęcia i komentarze udostępniane na portalach społecznościowych, które niemal już standardowo przeczesują nie tylko rekruterzy , ale i łowcy sensacji. Wielu internautów jest już świadomych ryzyka i ogranicza dostęp do „prywatnych" zasobów np. na Facebooku.