W katowickiej centrali Tauronu we wtorek rozpoczął się strajk okupacyjny, w którym jednym z kluczowych postulatów jest podwyżka płac, których realną wartość zmniejsza wysoka inflacja. Związkowcy okupują też od poniedziałku siedzibę największej spółki węglowej, Polskiej Grupy Górniczej. Tam też powodem akcji protestacyjnej są m.in. podwyżki płac, o które walczą teraz również kierowcy miejskiej spółki komunikacyjnej w Kołobrzegu. Od kwietnia strajkują terenowi pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi, którzy w lipcu zaczęli też organizować protesty w mieście.

Mało brakowało, a strajk ogłoszony przez jeden ze związków zawodowych sparaliżowałby działalność ZUS, gdzie w poniedziałek udało się zawrzeć porozumienie kończące spór zbiorowy i zapewniające pracownikom podwyżki rzędu 600 zł brutto do miesięcznej pensji.

Czytaj więcej

Siedziby PGG i Tauronu okupowane przez związki zawodowe

O ile protesty w dużych spółkach z udziałem Skarbu Państwa czy w spółkach samorządowych nie są nadzwyczajnym zjawiskiem, to na podwyżkowe strajki częściej decydują się także pracownicy prywatnych firm. Często skutecznie, co pokazał zakończony w czerwcu protest w żywieckim zakładzie Hutchinson 2 (branża motoryzacyjna) czy głośny strajk w zakładach Solaris, który zakończył się w marcu uznaniem żądań pracowników.

Jednak na tle zachodnich pracowników, Polacy i tak rzadko strajkują, według ostatnich danych Rocznika Statystycznego Pracy, w 2019 roku odbyło się w Polsce nieco ponad 9,8 tys. strajków, rok później, gdy protesty blokowała pandemia – tylko 27.