Pomysł wprowadzenia tzw. wdowich emerytur (nazywanych też wdowimi rentami) wraca jak bumerang. Tym razem za sprawą Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ) oraz Lewicy, które koordynują prace nad obywatelskim projektem ustawy w tej sprawie.
– Zbieramy w tej chwili podpisy, aby złożyć do marszałek Sejmu zawiadomienie o utworzeniu komitetu inicjatywy ustawodawczej. Będą w nim zasiadać przedstawiciele różnych organizacji. Szacujemy, że formalnie będziemy gotowi po 10 grudnia. Nie przewidujemy problemów z zebraniem odpowiedniej liczby podpisów, widzimy bowiem, że jest ogromne zainteresowanie wprowadzeniem takiego rozwiązania – wyjaśnia w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Sebastian Koćwin, wiceprzewodniczący OPZZ. Na czym ma ono dokładnie polegać?
Zgodnie z założeniami wdowie lub wdowcowi pobierającemu świadczenie emerytalne przysługiwałoby dodatkowo 50 proc. emerytury zmarłego małżonka.
– Według prognoz GUS w 2030 r. aż 53,3 proc. gospodarstw jednoosobowych będzie prowadzonych przez samotne osoby w wieku co najmniej 65 lat, w tym 17,3 proc. przez osoby w wieku 80 lat i więcej. Zaproponowane rozwiązania sprawią, że w razie śmierci jednego współmałżonka drugi będzie zdolny do samodzielnego opłacenia kosztów stałych, m.in. czynszu czy energii elektrycznej – argumentuje związkowiec.
Zwraca jednocześnie uwagę, że znacznie częściej w gospodarstwach jednoosobowych pozostają kobiety. I to rozwiązanie może być dla nich szczególnie korzystne.