Licencje dla taksówkarzy zostaną. Ale dostanie ją ten, kto spełni ustawowe warunki. Zdanie egzaminu nie będzie już zasadniczym wymogiem.
Nie tylko droga dojazdu
Dziś droga taksówkarza do uzyskania licencji wiedzie przez nie najłatwiejszy egzamin, który musi być poprzedzony 28 godzinami nauki. Minimum sześć jest poświęconych „zagadnieniom z topografii miejsca prowadzenia działalności przewozowej, w szczególności usytuowanie zabytków, bazy noclegowo-gastronomicznej oraz wypoczynkowo-rekreacyjnej". Taksówkarz musi się też zapoznać z przepisami prawa przewozowego, o transporcie drogowym i o ruchu drogowym. Uczy się też o taksometrach, wyposażeniu pojazdu do przewozu osób i cennikach. Poznaje wybrane zagadnienia z kodeksu pracy, BHP, a nawet podatkowe. Tak wyposażony w wiedzę zdaje egzamin przed komisją powołaną przez starostę. To wszystko ma zniknąć.
100 tys. licencjonowanych taksówkarzy jeździ według szacunków po polskich ulicach
– Dziś egzamin z topografii miasta to przeżytek – mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. – Nasi kierowcy mogą być choćby taksówkarzami w Irlandii, m.in. dlatego, że nie trzeba tam zdawać egzaminu, a dzięki GPS są w stanie znaleźć każde miejsce w mieście.
– Egzaminy, być może ograniczone do znajomości miasta, powinny zostać – uważa Michał Więckowski, szef „Solidarności" taksówkarzy. – Znajomość miasta to znacznie więcej niż ustalenie drogi dojazdu.