W starciach z policją zginęło już w Indiach w ostatnim czasie ponad 20 osób, a tysiące aresztowano. W wielu miastach wprowadzono stan wyjątkowy, zakaz zgromadzeń, odcięty został dostęp do mediów społecznościowych – np. w niektórych dzielnicach Delhi, metropolii liczącej ponad 18 mln mieszkańców.
Takie są następstwa niedawnej ustawy dającej prawo do indyjskiego obywatelstwa nielegalnym imigrantom z religijnych mniejszości z Pakistanu, Bangladeszu i Afganistanu. – Uchwaliliśmy to prawo, aby pomóc prześladowanym – zapewnia premier Indii Narendra Modi.
Rzecz jednak w tym, że większość z emigrantów przybywających do Indii to muzułmanie, a tych amnestia i prawo do obywatelstwa nie dotyczy. Podlegają za to deportacji.
Potomkowie Czyngis-chana
Nowe regulacje określone zostały natychmiast mianem antyislamskich.
To jednak nie przedstawiciele niemal 200-milionowej społeczności muzułmańskiej Indii wylegli na ulice, protestując przeciwko nim. Większość protestujących to ci wszyscy, dla których nowe prawo jest nie do pogodzenia z zasadą laickości państwa, gdyż zakłada różne traktowanie mieszkańców w zależności od wyznania.