Być może z punktu widzenia polityki ogólnopolskiej wynik wyborów prezydenckich w Warszawie nie jest aż tak ważny. Bo to nie warszawski ratusz kreuje politykę ogólnopolską i nie on rozstrzyga kwestie ważne dla lokalnego życia ponad 90 proc. Polaków, którzy nie mieszkają w aglomeracji warszawskiej. Robią to ich burmistrzowie, wójtowie i prezydenci. Warszawa ma jednak znaczenie symboliczne, a w polityce symbole miewają kolosalne znaczenie, czasem nawet większe niż szara rzeczywistość
Zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w Warszawie może łatwo stać się symbolem ostatnich wyborów samorządowych. Niemal nikt nie spodziewał się, że los stolicy rozstrzygnie się w pierwszej turze i dlatego ta wygrana ma aż takie znaczenie. Gdyby Trzaskowski wymęczył zwycięstwo w II turze, również wygrałby stolicę, ale jego wygrana nie byłaby aż tak spektakularnym sukcesem, jakim jest dzisiaj. W efekcie Trzaskowski wchodzi dziś do absolutnie pierwszej ligi polskiej polityki. Staje się osobą numer dwa w Platformie Obywatelskiej i może na poważnie myśleć o tym, by stać się kiedyś osobą numer jeden.
Wygrana w tym stylu w Warszawie otwiera przed Trzaskowskim drogę do startu na najważniejsze urzędy w Polsce. Może on myśleć o tym, by stanąć na czele centrowej formacji, a także zostać jej kandydatem na premiera. Od niedzieli nie będzie też przesadą twierdzić, że oto pojawił się ktoś, kto może narobić zamieszania w wyborach prezydenckich w 2020 albo 2025 roku.
Słaby wynik lewicy i silna pozycja Platformy oznaczają poważne kłopoty dla Roberta Biedronia, któremu wybory samorządowe odebrały tlen, niezbędny do budowania nowej partii lewicowej. Ale dzisiejsza opozycja może zacząć spokojnie myśleć o tym, by to Trzaskowski mógł powalczyć za półtora roku z Andrzejem Dudą. Opozycja dotąd bowiem miała w odwodzie jako kandydata wyłącznie Donalda Tuska. W niedzielę pojawił się ktoś jeszcze.
Oczywiście kampania w głębi Polski wygląda zupełnie inaczej niż w samej Warszawie. Ale ostatnie tygodnie były dla Trzaskowskiego poważnym testem, w którym okazał się on dojrzałym politykiem. Wygrał z takim wynikiem nie tylko z tego powodu, że PiS zrobił wszystko, by zmobilizować swoich przeciwników spod znaku liberalnego centrum, ale także dlatego, że psychicznie wytrzymał kampanię. Choć od początku był faworytem, jego kontrkandydat Patryk Jaki narzucił od początku bardzo duże tempo. Na początku wydawało one się dla kandydata PO za szybkie, ale nie zgubił kroku i konsekwentnie realizował przyjęty przez siebie plan.