Zdaniem niektórych ekspertów prawa łowieckiego, masowy odstrzał dzików zostanie przeprowadzony w sposób nieprofesjonalny i nie rozwiąże problemu rozwoju afrykańskiego pomoru świń, a tylko go rozprzestrzeni, gdy przestraszone dziki rozbiegną się, opuszczając swoje stałe miejsca występowania.
Ekolodzy z kolei wskazują, że masowe polowania mogą poważnie zagrozić populacji dzików w Polsce. Inni krytycy wysuwali również argumenty etyczno-moralne przeciw akcji, twierdząc, że doprowadzi ona do niepotrzebnej rzezi, w tym ciężarnych loch i warchlaków, nawet żyjących w parkach narodowych.
Główny Lekarz Weterynarii postanowił zdementować te informacje. W opublikowanym oświadczeniu tłumaczy, że zbiorowe, zsynchronizowane polowania na dziki różnią się od zwyczajowych polowań jedynie tym, że wykonuje się je równocześnie w obwodach łowieckich leżących obok siebie powiatów. Obszar planowanego odstrzału obejmuje ok. 6,8 proc. obwodów łowieckich dzierżawionych przez PZŁ i mieści się w województwach: pomorskim, warmińsko-mazurskim, podlaskim, mazowieckim, lubelskim, łódzkim, świętokrzyskim, podkarpackim.
Pozytywnie na temat odstrzału jako metody walki z ASF wypowiedziała się także Komisja Europejska.
Część opozycji krytykuje ostrzał. W programie #RZECZoPOLITYCE rzeczniczka SLD Anna Maria Żukowska uznała go za "bezsensowny". - Było już kilka takich projektów eksterminacji całych grup ludzi czy zwierząt i nie przyniosło to efektów. Dziki znów przejdą do nas z Białorusi czy Ukrainy. Odstrzał do niczego nie doprowadzi, oprócz zaburzenia równowagi w przyrodzie - mówiła Żukowska, która dodała, że w efekcie "będzie więcej kornika", więc kolejna decyzja będzie dotyczyć wycinania lasów (w ramach walki z kornikiem drukarzem za rządu PiS przez pewien czas trwała wycinka drzew w Puszczy Białowieskiej).