„Bardzo ciepłe przyjęcie Putina jest związane z głębokimi, kulturalnymi i religijnymi związkami Rosji z Serbią, a częściowo to wdzięczność okazywana Putinowi za odmowę uznania niepodległości Kosowa" – napisał londyński „Times". Pod koniec ubiegłego roku prawosławny patriarcha Serbii Ireneusz odmówił uznania niezależności ukraińskiej cerkwi od Rosji, a tłum witający Putina pod cerkwią św. Sawy skandował: „Kosowo to Serbia! Krym to Rosja!".
Jednocześnie prezydent Vucić chciał wykorzystać wizytę jako widowiskowy pokaz społecznego poparcia dla siebie. Od jesieni ubiegłego roku bowiem w Belgradzie – a ostatnio i w innych miastach – opozycja zwołuje wielotysięczne manifestacje z żądaniem jego ustąpienia. Demonstranci zarzucają mu autorytaryzm i niszczenie swobody słowa. Prezydent z coraz większym trudem odpiera polityczny nacisk swych przeciwników. W tej sytuacji wizyta Putina – do którego z sympatią odnoszą się Serbowie bez względu na podziały polityczne wewnątrz kraju – była bardzo na czasie.
Rosjanin przywiózł ponadto obietnicę ogromnych inwestycji w Serbii. W budowę serbskiej części gazociągu „Turecki potok" (z Turcji przez Bułgarię i Serbię do najprawdopodobniej Węgier) Kreml gotów jest zainwestować 1,4 mld dolarów. I dodatkowo 100 mln dolarów w rozwój serbskich kolei.
Wszystko to Vucić gotów jest przyjąć z wdzięcznością. Pozostaje jednak pytanie o polityczną cenę, jaką będzie musiał zapłacić. Belgrad nie zareagował na przykład na porozumienie Skopje z Atenami, przewidujące zmianę nazwy Macedonii i otwarcie jej drzwi do Unii Europejskiej oraz NATO. Rozdrażnione rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych – widząc kurczenie się kremlowskiej strefy wpływów na Bałkanach – zażądało przekazania dokumentu Radzie Bezpieczeństwa ONZ, Serbia zaś milczy. Prawdopodobnie dlatego, że i Skopje, i Belgrad aspirują do UE, Serbom byłoby więc trudno krytykować za to sąsiada. Ale takie milczenie drażni Rosję. „Nawet jeśli zwracamy się do Rosji, to nie znaczy, że schodzimy z drogi prowadzącej do Unii" – zapewnił Vucić w jednym z wywiadów przed wizytą Putina. Bez wątpienia nie zwiększyło to sympatii Kremla dla niego, choć Serbia nie przyłączyła się do unijnych sankcji przeciw niemu. Wszystko to sprawia, że Rosjanie zaczynają traktować serbskiego przywódcę trochę jak Łukaszenkę: w obu przypadkach liderzy tak bardzo prorosyjscy, że aż uznawani za swoich, zaczynają szukać politycznych alternatyw poza Rosją, co rozdrażnia Kreml.
Mimo to Belgrad chciałby jeszcze uzyskać rosyjskie poparcie w sprawie sporów z Kosowem. Wszak zarówno Serbia, jak i Rosja nie uznają jego niepodległości. – Rosja zawsze brała aktywny udział w rozwiązywaniu tych problemów. W sprawie pośrednictwa – teraz UE występuje w takiej roli przy rozwiązywaniu wielu sporów, ale nie widać rezultatów – odpowiedział enigmatycznie Putin, pytany czy Rosja wystąpi jako pośrednik w rozmowach serbsko-kosowskich.
– Moskwie brak jest bodźców, by się tym zajmować – powiedział współpracownik Carnegie Moscow Maksim Samorukow o sporze serbsko-kosowskim. Belgrad negocjuje obecnie z Prisztiną wymianę terytoriów (czyli oddanie Serbii kosowskich terenów zamieszkanych przez Serbów). Oznaczałoby to koniec sporu obu państw. Z jednej strony Moskwa liczy, że taki polityczny precedens ułatwiłby uznanie jej aneksji Krymu. Z drugiej jednak – utraciłaby wpływ na Serbię, która nie potrzebowałaby rosyjskiego poparcia w sprawie Kosowa i otworzyłaby sobie drogę do Unii. – Dlatego utrzymanie napięcia (między obu krajami) jest Rosji na rękę.