Reklama
Rozwiń
Reklama

Narzucone pojednanie w Rwandzie

Wojciech Jagielski, reportażysta, znawca Afryki, dziennikarz „Tygodnika Powszechnego"

Publikacja: 08.04.2019 19:29

Narzucone pojednanie w Rwandzie

Foto: Fotorzepa

Minęło 25 lat od ludobójstwa w Rwandzie, które rozpoczęło się dokładnie 7 kwietnia 1994 roku i trwało 100 dni. Czy w trakcie ostatniego ćwierćwiecza udało się osądzić odpowiedzialnych za doprowadzenie do tamtych masowych zbrodni?

Za winnych uznano ówczesne władze. To byli członkowie frakcji radykalnych Hutu, którzy zaplanowali tę zbrodnię, przeprowadzili ją i słusznie zostali uznani za winnych. Do tej pory natomiast nie ustalono, kto zestrzelił samolot nad Kigali z prezydentami Rwandy i Burundi na pokładzie. Śmierć obu polityków posłużyła fanatykom Hutu za pretekst do rozpoczęcia mordów na Tutsi.

Jak narastał ten konflikt pomiędzy Hutu a Tutsi?

Zanim ta część Afryki stała się kolonią niemiecką, a później belgijską, Hutu i Tutsi żyli ze sobą w podziale na warstwy społeczne. Tutsi jako pasterze, wojownicy, przywódcy, a Hutu jako rolnicy. Pod koniec lat 50. XX wieku o niepodległość Rwandy walczyli zatem głównie przywódcy – czyli Tutsi. Belgowie, żeby ukarać ich bunt, na początku lat 60. wsparli politycznie Hutu. Ci przeprowadzili chłopską rewolucję, zamordowali przywódców i przejęli władzę. Rwanda u zarania swojej niepodległości została więc skażona grzechem zbrodni etnicznej, noszącej już wtedy – podejrzewam – znamiona zbrodni ludobójstwa. Wielu Tutsich uciekło do sąsiedniej Ugandy, a na przełomie lat 80. i 90. zorganizowało partyzantkę i zaczęło walkę zbrojną na terytorium Rwandy. Wtedy właśnie pojawili się ekstremiści Hutu, którzy w partyzantce Tutsich widzieli zagrożenie, które należy ostatecznie rozwiązać.

W 1994 roku zginęło w ten sposób milion ludzi, większość Tutsi, ale też wielu Hutu w czasie późniejszego odwetu. Jak społeczeństwo poradziło sobie z pamięcią o tej tragedii?

Reklama
Reklama

Po zbrodni ludobójstwa nastały rządy autorytarne przywódcy partyzantów Tutsi Paula Kagamego, który zaprowadził w państwie „dyktaturę oświeconą". Rwanda może być dzisiaj przykładem rozwoju gospodarczego, czystości na ulicach. Jednocześnie jest przykładem więziennego porządku, w którym każda krytyka prezydenta kończy się procesem albo ucieczką z kraju. Wprowadzając takie brutalne i bezwzględne rządy, prezydent Kagame doprowadził do sytuacji, w której zemsta za zbrodnie była niemożliwa. Zabronił używania pojęć etnicznych, zakazał mówienia o Hutu i Tutsi. Ogłosił, że wszyscy są Rwandyjczykami i dzisiaj za odwoływanie się do pochodzenia etnicznego grozi więzienie pod zarzutem podżegania do waśni społecznych. To pojednanie zostało ludziom narzucone i nie mieli innego wyjścia, jak tylko żyć po sąsiedzku – ofiary ze zbrodniarzami.

I w Rwandzie nie ma już dziś Hutu i Tutsi?

Ludzie doskonale pamiętają, co kto robił, kto kim jest, kim byli jego ojciec i matka. Pamięć i pragnienie sprawiedliwości, a czasami nawet zemsty, są w Rwandzie często silniejsze od potrzeby pojednania i zgody. Ale w dyktatorskim kraju nawet najbardziej pokłóceni sąsiedzi nie mają innego wyjścia – muszą żyć obok siebie. Owszem, ofiary zbrodni ludobójstwa są co roku czczone przez władze, jednak Kagame nigdy nie wskazuje Hutu jako winnych. Mówi o jednostkach, o politykach, ale nigdy o grupie społecznej. Doskonale wie, że dalszy ciąg tego konfliktu między rządzącymi dzisiaj Tutsi a Hutu będzie prostą drogą do destabilizacji jego państwa i rządów.

Polityka
Rywalizacja Witkoff-Rubio. Nie tylko Rosja jest problemem Ukrainy
Polityka
Raport Pentagonu: Chiny rozmieszczają rakiety balistyczne na polach silosowych
Polityka
Będzie trudniej zostać Japończykiem. Rząd zaostrza wymagania
Polityka
Viktor Orbán rozdaje pieniądze, ale sondaże się nie odwracają
Polityka
Starlink na celowniku Rosji. Wywiad NATO ostrzega przed nową bronią
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama