Gwałtowne manifestacje zostały wywołane projektem nowej ustawy o ekstradycji podejrzanych z Hongkongu m.in. do Chin. W niedzielę protestowało przeciw niemu około miliona osób. Manifestacje w środę zamieniły się w szturm rządowych budynków i wielogodzinne walki z policją.
– Nie ma znaczenia, skąd jesteś – z kontynentalnych Chin, Hongkongu czy innego kraju – jeśli naruszyłeś interesy komunistycznych Chin, możesz zostać natychmiast zatrzymany – tłumaczył aktywista z Pekinu Hu Jia, dlaczego Hongkong powinien się sprzeciwiać nowemu prawu.
Projekt zaczęto rozpatrywać w lutym. Władze byłej brytyjskiej kolonii, a obecnie miasta cieszącego się znaczną autonomią (przede wszystkim w dziedzinie systemu prawnego) jako pretekstu użyły zamordowania na Tajwanie swojej obywatelki. Sprawca również pochodzący z Hongkongu wrócił do domu, ale nie można go było sądzić za zabójstwo, gdyż formalnie Tajwan nie mógł się tego domagać.
Obecny projekt przewiduje ułatwienia ekstradycji nie tylko do Chin, ale też na Tajwan oraz do Makau. Jednak Tajpej już gwałtownie sprzeciwiło mu się, zapowiadając, że nie skorzysta z możliwości ekstradycji zabójcy. Jednocześnie przestrzegło swych obywateli, że nowa ustawa umożliwi wyłapywanie ich w Hongkongu.
– Jeśli to prawo zostanie przyjęte, (...) Pekin bardzo łatwo będzie mógł wyłapać politycznie aktywnych obywateli Hongkongu – mówi Hu Jia. Ani on, ani mieszkańcy Specjalnego Regionu Autonomicznego nie mają wątpliwości, że system prawny komunistycznych Chin służy przede wszystkim celom represyjnym. W ciągu ostatnich czterech lat z Hongkongu na przykład zniknęło kilku księgarzy sprzedających książki krytyczne wobec Pekinu, porwanych przez komunistyczne służby specjalne i sądzonych „na kontynencie".