Właściwie Stambuł wybrał już burmistrza w marcu tego roku. Miesiąc później stanowisko to objął Ekrem Imamoglu, 49-letni kandydat opozycji w marcowych wyborach z wspólnej listy opozycji Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) oraz niewielkiego ugrupowania IYI. Pokonał Binali Yildirima, kandydata rządzącej Turcją od 16 lat Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zaledwie 25 tys. głosów w mieście liczącym 16 mln mieszkańców. W obozie władzy uznano to za afront. Po powtórnym przeliczeniu głosów przewaga Imamoglu zmalała do 16 tys. głosów. Nic nie stało na przeszkodzie, aby został zaprzysiężony. Burmistrzem był jednak zaledwie kilkanaście dni. Komisja wyborcza podniosła, że wbrew prawu członkami niektórych komisji wyborczych były osoby niebędące urzędnikami państwowymi. Wybory zostały unieważnione, a Imamoglu przestał być burmistrzem.
– Jeżeli pan przegra, to czy ten wynik zostanie uznany? – zapytał prowadzący debatę telewizyjną Yildirima. Ten odpowiedział spokojnie, że kwestionowanie wyników należy do demokratycznej procedury wyborczej.
Stambuł był matecznikiem Erdogana. Tam jako burmistrz rozpoczynał on ćwierć wieku temu wielką karierę polityczną i to tam tworzył struktury AKP. Tym bardziej że porażka w Stambule była największą niespodzianką marcowych wyborów komunalnych. Ale niejedyną, gdyż partia prezydenta poniosła porażkę także w Ankarze, Izmirze, Antalyi i Adanie. W sumie w miastach tych mieszka prawie 36 mln mieszkańców spośród 82 mln obywateli Turcji. To w nich powstaje ponad dwie trzecie tureckiego PKB.
Imamoglu to polityk zupełnie w Turcji nieznany, ale ze starej kemalistowskiej partii o tradycjach sekularnych. Był przez ostatnie pięć lat burmistrzem jednej z dzielnic Stambułu. Zna więc doskonale metropolię i w pierwszej w Turcji od 17 lat przedwyborczej debacie telewizyjnej mówił sporo o nadużyciach finansowych poprzednich władz miasta.