Wiele wskazuje na to, że rządząca od 2012 roku partia miliardera Bidziny Iwaniszwilego Gruzińskie Marzenie utknęła w ślepym zaułku. Kryzys polityczny w kraju pogłębia się za sprawą protestów trwających w centrum stolicy od ponad tygodnia.
We wtorek o 5.00 nad ranem policyjne siły użyły armatek wodnych i rozpędziły kilkuset protestujących pod budynkiem parlamentu. Kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych, a kilka prawdopodobnie zostało rannych. Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili nawołuje z Kijowa do ogólnokrajowego strajku.
Brak lidera
To pierwszy przypadek w historii Gruzji, gdy wokół antyrządowych protestów jednoczą się niemal wszystkie opozycyjne siły o różnych poglądach i programach. Środowe posiedzenie parlamentu zbojkotowały wszystkie partie parlamentarne oprócz rządzącej. Udało się je rozpocząć tylko dzięki setkom funkcjonariuszy policji, którzy blokowali protestującym wejścia do budynku.
Bojkot ogłosili deputowani Europejskiej Gruzji, Zjednoczonego Ruchu Narodowego (liderem jest Saakaszwili) i Aliansu Patriotów Gruzji. Protestuje również prorosyjska Jedna Gruzja, na czele której stoi była przewodnicząca parlamentu Nino Burdżanadze. Protest poparło też kilkunastu deputowanych, którzy ostatnio opuścili rządzące ugrupowanie. Gruzińskie Marzenie wciąż jednak ma większość w 150-osobowym parlamencie.
Trwające od ponad tygodnia protesty na razie nie mają lidera. Chciałby nim zostać Saakaszwili, który po przegranej jego partii z ugrupowaniem Iwaniszwilego w 2012 roku wyjechał z kraju. W ojczyźnie jest oskarżany o nadużycia i represje. W poniedziałek z Kijowa nawoływał rodaków do rozpoczęcia protestów w innych gruzińskich miastach. – Musimy wykorzystać ten moment. Powinniśmy się mobilizować tak wewnątrz kraju, jak i na emigracji – przemawiał.