W tym pojedynku na słowa Marine Le Pen o dziwo wyszła bardzo blado. – Koncerny wykorzystują zarazę jako pretekst do zwolnień – oświadczyła szefowa skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego po ogłoszeniu przez japońskiego producenta opon Bridgestone decyzji o zamknięciu fabryki w Béthune na północy kraju i posłaniu na bruk 700-osobowej załogi. Zwykle znacznie bardziej stonowany minister gospodarki Bruno Le Maire uznał, że Japończycy podjęli „skandaliczną decyzję”, a przewodniczący regionu Hauts-de-France, gaullista Xavier Bertrand, nazwał ich „cynicznymi kłamcami”.
6,5 mln bez pracy
Bo też sytuacja społeczna we Francji jest bardzo napięta.
– Wszyscy byli przekonani, że pandemia potrwa maksymalnie pół roku, na tyle było środków na ochronę zatrudnienia i miejsc pracy. Dziś jednak staje się jasne, że Covid będzie z nami znacznie dłużej. Auchan, Nokia, Top Office – kolejne wielkie firmy ogłaszają więc plany restrukturyzacyjne, których nie mogły przeprowadzić, dopóki otrzymują pomoc. Kończą się też plany osłonowe dla pracowników – mówi „Rzeczpospolitej” Thomas Pellerin-Carlin, ekspert paryskiego Instytutu Delorsa.
Zgodnie z francuskim prawem państwo przez sześć miesięcy zwraca przedsiębiorstwom szczególnie dotkniętym kryzysem 85 proc. zarobków pracowników, którzy w tym czasie pracują na pół etatu i otrzymują 70 proc. normalnych uposażeń. Ten okres dla większości firm zaczął biec od 17 marca, kiedy rząd nakazał zamrożenie gospodarki. A to oznacza, że kraj, w którym już wcześniej 6,5 mln osób było na pełnym lub częściowym bezrobociu, czeka nowa fala zwolnień.
– Teoretycznie możliwa byłaby zmiana przepisów, ale obiektywnym ograniczeniem jest wzrost długu publicznego, który zbliża się już do 120 proc. PKB. Walka ze skutkami Covidu do tej pory kosztowała Francję 250 mld euro – dodaje Pellerin-Carlin.