Długi cień III RP

Co pokazuje nam rząd po stu dniach? Że pewne rzeczy uchodzą płazem. Że „cyniczny radykalizm”, jaki Platforma utożsamiała z rządem Kaczyńskiego, jest wypierany przez „cyniczny konformizm” kojarzący się z III RP – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 21.02.2008 01:13

Długi cień III RP

Foto: Rzeczpospolita

Na studniówkę swego rządu Donald Tusk chce odświeżyć jego wizerunek. W szykowanym wystąpieniu mają więc wrócić sztandarowe hasła Platformy Obywatelskiej: podatek liniowy, odchudzenie administracji i jednomandatowe okręgi wyborcze. Tylko czy akurat te hasła naprawdę wyznaczyły pierwsze sto dni rządu? Co dla lidera PO było pilne i strategicznie ważne, a co jest zwykłym rytuałem i polityczną marchewką? Czy w ciągu ostatnich trzech miesięcy priorytety rządu nie były zupełnie inne?

Przypomnijmy sobie oczekiwania wyborców PO. Otóż gdy jednych interesowało właściwie tylko odsunięcie „strasznych Kaczorów” od władzy, inni na serio wzięli deklaracje, że warto kontynuować wzmacnianie państwa czy dokończyć lustrację, ale trzeba to robić mądrzej, niż robił PiS. Jeszcze inni, szczególnie młodzi wyborcy, kupili idee „drugiej Irlandii”, godziwych płac dla lekarzy oraz nauczycieli i ogólnego zaufania. Megamiksem haseł z obu faz kampanii PO było exposé nowego premiera. Tusk potępił w nim „cyniczny konformizm elit władzy, często nazywany III Rzecząpospolitą”, który Polacy odrzucili dwa lata wcześniej, jak i „cyniczny radykalizm” rządów PiS, który przegrał w 2007 roku.

A czy pamiętają państwo dziesięć zobowiązań, które Platforma miała wypełnić po wyborach? Było wśród nich: przyspieszenie wzrostu gospodarczego, „radykalny” wzrost płac w budżetówce, wzrost emerytur i rent, budowa sieci dróg ekspresowych, gwarancja bezpłatnego dostępu do opieki medycznej, szybkie zakończenie polskiej misji w Iraku. Poza tym Platforma obiecywała: uproszczenie podatków wraz z wprowadzeniem podatku liniowego z ulgą prorodzinną oraz walkę z korupcją w ramach międzypartyjnego paktu antykorupcyjnego.

Co z owych zobowiązań zostało w oficjalnych wypowiedziach nowego premiera? Owszem, decyzja o wycofaniu żołnierzy z Iraku zapadła szybko i znalazła się już w exposé. Ale o pozostałych muszą przypominać mu inni: o Euro 2012 – FIFA i włoscy konkurenci do organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej, o radykalnym wzroście płac w budżetówce – sami pracownicy tego sektora. I to na razie byłoby tyle. Nowych ustaw nie ma, a niezrażeni ich brakiem politycy PO pouczają media, że najważniejsza nie jest ilość, lecz jakość.

A gdzie się podział dynamizm nowego rządu? Kto jeszcze traktuje serio zapewnienia, że Julia Pitera przyćmi pisowskie plany walki z korupcją? Pani Julia otrzymała wszak wspaniały tytuł pełnomocnika rządu do spraw opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych. Co z tego wynika? Czy poznaliśmy chociaż zarys programu jej działań? Nic z tych rzeczy.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski nie tak dawno był reklamowany jako człowiek, który chce dużo szerzej otworzyć drzwi nowym kandydatom do zawodu adwokackiego, niż obiecywał to Zbigniew Ziobro. Dziś widać wyraźnie, że zmian nie będzie. Jak bajki o żelaznym wilku brzmią też obietnice Platformy o wzmocnieniu walki z przestępczością i zaostrzeniu kar.

W PO zapomniano też o haśle otwarcia archiwów IPN na oścież. O skasowaniu przywilejów emerytalnych dla ubeków też nikt nie wspomina.

Ale trzeba uczciwie przyznać, że Platforma potrafi działać sprawnie. W szybkim tempie powstaje ustawa, która pozwoli rządowi kontrolować media publiczne i wpływać na rozdawnictwo koncesji dla nadawców prywatnych. Błyskawicznie przeprowadzono czystki w spółkach Skarbu Państwa oraz administracji rządowej i zaoferowano posady ludziom związanym z PO i PSL.Deklaracje Donalda Tuska o wyrzeczeniu się odwetu okazały się bajką dla naiwnych. Bo choć pozostawienie Mariusza Kamińskiego w CBA było szeroko reklamowane jako element wielkodusznej filozofii PO, w rzeczywistości stało się tak po fiasku starań Julii Pitery o znalezienie nań haków.Za to ministra Ćwiąkalskiego nie trzeba poganiać przy pracy nad ustawą, która usamodzielni korporacje sędziowską i prokuratorską. Błyskawicznie też usunięto ze stanowisk tych prokuratorów, którzy w czasach Ziobry prowadzili skuteczne śledztwa w sprawach afer korupcyjnych.

W służbach wojskowych, nad którymi nieformalny patronat zdają się znów pełnić panowie Janusz Zemke i Marek Dukaczewski, wstrzymano weryfikację. Nowa ekipa jest zastanawiająco przychylna postaciom w rodzaju Krzysztofa Bondaryka czy Zdzisława Skorży, które „normalizują” służby specjalne.Szybko i bez sporów zapadła też decyzja w Ministerstwie Kultury o odłożeniu kilku ważnych projektów polityki historycznej. Muzeum Ziem Zachodnich we Wrocławiu w ogóle nie ma już szans na powstanie, a zespół Muzeum Historii Polski zepchnięto na boczny tor.

Koalicja PO – PSL nader sprawnie ujawnia za to przewinienia poprzedniej władzy. Sensacje o utopionych laptopach, zagłuszanych pielęgniarkach, „Jamesach Bondach” po 17-dniowych szkoleniach regularnie wypływają z rządu do mediów. Chyba żadna ekipa tak długo nie nagłaśniała grzechów i grzeszków poprzedników.

Kryterium trzech miesięcy w określaniu intencji nowego rządu nie jest przypadkowe. To wtedy partia pokazuje, co uważa za swe najpilniejsze zadanie, a co zepchnie na margines. To w ciągu trzech pierwszych miesięcy określane są standardy i powstaje hierarchia priorytetów, co uważnie obserwują podwładni nowych ministrów. To w okresie pierwszych stu dni rodzi się właściwy nowemu rządowi klimat.

Co zaś obserwujemy teraz? Że pewne rzeczy uchodzą płazem. Że „cyniczny radykalizm”, jaki Platforma utożsamiała z rządem Jarosława Kaczyńskiego, jest wypierany przez „cyniczny konformizm” kojarzący się z III RP.

Przypomnijmy sobie specjalny tryb zaproszenia na przesłuchanie biznesmena Ryszarda Krauzego. Czy minister Ćwiąkalski nie dał w ten sposób sygnału prokuratorom, że wielkich oligarchów trzeba traktować z respektem? Co mówi anulowanie kary dla spółki J&S? Ilu wielkich biznesmenów nie zapamięta tego przypadku? Ilu PR-owców z ich firm zastanowi się, czy aby nie warto znowu zakręcić się wokół sfer rządowych, by tam poszukać życzliwości dla swoich szefów?

Zawłaszczanie państwa przez PO i PSL może obudzić pokusy korupcyjne, jakie pamiętamy sprzed epoki Rywina. Bo choć rządowi Kaczyńskiego zarzuca się wiele, to jednak nikt nie udowodnił mu tolerancji dla nabijania własnej kieszeni. Nawet najbardziej oburzający przykład działania pro domo sua, jakim było umorzenie długów dawnego PC, nie wiązało się z korzyścią prywatną.

Jeśli jednak takie kiksy, jak sprawa J&S, nie będą przez premiera zauważane, atmosfera może się zmienić. Tym bardziej premier – w swoim najlepiej pojętym interesie – winien dbać o autorytet CBA. Bez służby Mariusza Kamińskiego może wrócić nastrój „odprężenia”, który zgubił ekipę Millera.

Donald Tusk bywa przeciwstawiany Jarosławowi Kaczyńskiemu jako korzystna odmiana. Po premierze ideologu, obciążonym doktrynalnym spojrzeniem na świat, przyszedł pragmatyk potrafiący wybierać optymalne rozwiązania. Tomasz Plata w „Dzienniku” komplementuje „premiera bez właściwości”. Chwali Donalda Tuska za to, że skończył z polityką opartą na „twardej tożsamości”, stając się mężem opatrznościowym pokolenia postpolitycznych trzydziestolatków. Publicysta sugeruje, że „twarda tożsamość” uchodziła dotąd w Polsce za silną broń w politycznych wyborach.

Tusk zdobywa poklask zagranicznych stolic, bo przyjmuje – wprost lub pośrednio – poglądy gospodarzy, że iskrzenia we wzajemnych relacjach winna była Warszawa

Czyżby? „Twarde tożsamości” zdarzały się w historii politycznej po 1989 roku – przypomnijmy rządy Jana Olszewskiego, AWS czy Jarosława Kaczyńskiego. Przeważały jednak rządy polityków rzekomo „bez właściwości”. Najlepszym przykładem jest prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego. Okrzyknięto go politykiem bez poglądów, ale gdy szło o obronę ubeckich emerytur, wspieranie kolegów z SLD czy ukłony dla generała Jaruzelskiego, Kwaśniewski zawsze robił, co trzeba. Wrażenie pozapolityczności „prezia” brało się raczej z parasola ochronnego, jaki roztoczyły nad nim media.

Z podobnej premii korzystał w kampanii wyborczej Donald Tusk i korzysta z niej do dziś.

Rządem bez właściwości łatwo być wtedy, gdy ulega się dominującym trendom i naprawdę „twardym tożsamościom”. Bo tożsamości wtedy są naprawdę silne i oddziaływują skutecznie, gdy ubrane są w kostium politycznej poprawności. Gdy natomiast ktoś chce się tym tendencjom przeciwstawiać – tak jak robił to niekiedy odważnie, a niekiedy niezdarnie rząd Kaczyńskiego – łatwo przypiąć mu łatkę ideologicznych awanturników.

Jeszcze skuteczniejszy jest konformizm w polityce zagranicznej. Wystarczy akceptować to, co narzucają „wielcy”, a zyskuje się opinię kraju zgodnego i rozsądnego. Na tej zasadzie komplementowana bywa np. Słowenia czy Węgry. Ale czy rola państwa „które bierze, co dają” rzeczywiście wystarcza krajowi średniej wielkości, takiemu jak Polska?

Próby twardej obrony polskich interesów podejmowane przez braci Kaczyńskich wywołały konflikty. Jedne warte zaangażowania, inne mniej – ale kazały one naszym partnerom liczyć się z polska opinią.

Donald Tusk natomiast łatwo zdobywa poklask zagranicznych stolic, bo przyjmuje – wprost lub pośrednio – w Berlinie czy Moskwie poglądy gospodarzy, że iskrzenia we wzajemnych relacjach winna była Warszawa. A elektorat trzydziestolatków, który nie ma cierpliwości do badania meandrów polityki zagranicznej Kaczyńskich, marzy, abyśmy się z Europą nie kłócili. To nowy rząd z pewnością im zapewni. Znacznie trudniej przyjdzie im natomiast zauważenie tego, jak Polska może spadać w rankingu krajów, które liczą się w ważnych europejskich dyskusjach.

Aideologicznością Tuska zachwycają się głównie ci, których jedynym marzeniem jest to, by nie wróciły „straszne Kaczory”. Wystarczy więc mobilizować młody „antyideologiczny” elektorat, gdy PO grozić będzie odsunięcie od władzy, by wygrywać z PiS i trwać. Sęk w tym, że pewność długich rządów, dobre sondaże i bezideowość mogą skłaniać do bierności. Zresztą mamy już jej oznaki. Idylla i poklask elit skłaniają do jak najdalszego odsuwania reform w czasie.

Mając taką większość parlamentarną, Tusk powinien czuć się silnie. Ale gdy jeszcze miesiąc temu wybuchały strajki lekarzy, górników czy celników, nie było tego widać. Tusk dba o to, by kochali go sędziowie i adwokaci. Dba, by ująć Waszyngton gotowością do natychmiastowego uznania suwerenności Kosowa, a Brukselę – pędem do przyjęcia traktatu konstytucyjnego. Politycy Platformy i PSL mają nadzieję, że sto dni wyrozumiałości – przy życzliwości mediów i Zachodu – zamienią się w cztery długie lata.

Tyle że nastroje Polaków wirują jak szalona kolejka w lunaparku. Dziś Polacy chcą spokoju, bo zmęczył ich konflikt o wartości z czasów Kaczyńskiego. Podobają im się ludzie bez właściwości i z tej politycznej drzemki korzystają, jak tylko mogą. Nie interesuje ich więc, w jaki sposób nowa ekipa czyści teren po poprzednikach. Ale za jakiś czas, gdy w wyidealizowanej fasadzie pojawią się rysy i pęknięcia, mogą na nowo zacząć oburzać się na dziwaczne umorzenia długów potężnym koncernom.

Od czasów rządu Leszka Millera żaden gabinet nie miał tak silnej większości w parlamencie. Wydawałoby się więc, że Donald Tusk bez trudu zostanie władcą królestwa politycznych możliwości. Ale pamiętajmy, że jego rząd nie dostał spokoju za darmo. To każe premierowi liczyć się z możnymi tego świata. A w taki sposób zostaje się władcą królestwa konieczności.

Na studniówkę swego rządu Donald Tusk chce odświeżyć jego wizerunek. W szykowanym wystąpieniu mają więc wrócić sztandarowe hasła Platformy Obywatelskiej: podatek liniowy, odchudzenie administracji i jednomandatowe okręgi wyborcze. Tylko czy akurat te hasła naprawdę wyznaczyły pierwsze sto dni rządu? Co dla lidera PO było pilne i strategicznie ważne, a co jest zwykłym rytuałem i polityczną marchewką? Czy w ciągu ostatnich trzech miesięcy priorytety rządu nie były zupełnie inne?

Pozostało 95% artykułu
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"