W czwartek „Rz” napisała, że przetarg wygrało konsorcjum dwóch firm należących do byłych bliskich współpracowników obecnego wicepremiera Grzegorza Schetyny. Rozstrzygał go Polski Związek Koszykówki, którego szefem jest senator PO Roman Ludwiczuk, uznawany w partii za „człowieka Schetyny”.
Arkadiusz Mularczyk z PiS zarzucił PO nepotyzm. – Liczymy, że działania kontrolne pozwolą ustalić, czy nie zostały naruszone zasady legalności lub transparentności – mówił poseł.
– To, że ktoś kogoś zna, nie jest jeszcze dowodem, że zostały podjęte jakieś działania o charakterze korupcyjnym – skomentowała Julia Pitera.Szef PZKosz powtarza, że komisja przetargowa nie brała pod uwagę personalnych powiązań firm. Jak mówi, została wybrana najlepsza i najtańsza oferta.
Firmy startujące w przetargu uważały, że dzięki wygranej mogłyby liczyć na większe zyski z promocji mistrzostw niż sama kwota przetargu (429 tys. zł), np. prowizje z umów sponsorskich czy organizacji eventów. Ludwiczuk przekonuje jednak, że to już cały zarobek dla agencji, która przygotuje „koncepcję i przeprowadzi promocję koszykarskich ME”.
– Było dla nas oczywiste, że agencja, której koncepcja zwycięży, będzie ją wdrażać. Przetarg nie obejmował kosztów produkcyjnych, ale w ogóle oferta była bardzo niejasna – uważa Paweł Tryc, odpowiedzialny za ten przetarg w agencji Eskadra. Podaje przykłady. – „Przeprowadzenie kampanii 365 dni do mistrzostw” czy „przygotowanie pod kątem marketingowym wyboru maskotki” – za tym może się kryć mnóstwo działań – mówi Tryc. Podobnie oceniały przetarg inne firmy, które w nim startowały. – To nawet nie wyglądało na ustawianie przetargu, taki bił z tego brak profesjonalizmu – ocenia Krzysztof Materna z MM Communications. – Jedyne konkretne pytanie, jakie padało podczas rozmów z PZKosz, brzmiało: za ile to zrobicie. A ja pytałem: ale właściwie co? – opowiada.