Większość przy obalaniu prezydenckiego weta wynosi trzy piąte głosów przy obecności co najmniej połowy posłów. Wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu wymaga głosów trzech piątych ustawowej liczby posłów, a więc co najmniej 276, bez względu na to, ilu jest obecnych.Opozycja nie ma tylu głosów, dlatego by pociągnąć do odpowiedzialności – po ostatnich zapowiedziach polityków – przed Trybunałem premiera lub ministra, musiałaby znaleźć poparcie wśród posłów koalicji. Łatwiejsze jest zgłoszenie wniosku Sejmowi. Wystarczy do tego 115 posłów. Może to też zrobić, w tym przypadku, sam prezydent.

Członkowie rządu ponoszą przed Trybunałem Stanu odpowiedzialność za naruszenie konstytucji lub ustaw, w szczególności karnych – w tym wypadku za popełnienie przestępstwa. Praktycznie chodzi o tzw. delikty konstytucyjne (czyli sprzeniewierzenia się prawu, obowiązkom), które nie są przestępstwami. Wydaje się, że jako taki delikt może być kwalifikowane (w przypadku ustalenia winy) przedkładanie interesów partii nad interes państwa.

W razie stwierdzenia winy Trybunał może zakazać piastowania kierowniczych stanowisk lub funkcji w organach państwa oraz orzec utratę zajmowanego stanowiska. To ostatnie jest możliwe nawet w razie, gdy nieumyślnie popełniono delikt.

Trybunał Stanu jest jednak w praktyce papierowym straszakiem. W ponad 20-letniej działalności rozpatrzył jedynie sprawę afery alkoholowej z przełomu lat 80. i 90. Skazano w niej ówczesnego prezesa Głównego Urzędu Ceł i ministra współpracy gospodarczej z zagranicą. Późniejsze próby postawienia przed nim kilku premierów i ministrów skończyły się na pogróżkach.

Według konstytucjonalistów o słabości Trybunału decyduje, obok zawiłej procedury wszczynania procesu, brak oskarżyciela (np. na wzór amerykański) – jakiegoś specjalnego, niezawisłego prokuratora.