– Feldmarszałek, mściwy intrygant, zamordysta, trzeci bliźniak – to tylko część określeń, które przeciwnicy polityczni wypowiadali rok temu pod adresem Ludwika Dorna. W mediach na każdym kroku wypominano mu jego wypowiedzi o wykształciuchach i ścierwojadach, chęć brania lekarzy w kamasze i arogancki stosunek do dziennikarzy.
Po wczorajszym wyrzuceniu z PiS obraz Dorna uległ zmianie. Podkreśla się jego wybitną inteligencję, pracowitość, zdolności lingwistyczne i pisarskie. Politycy PO i SLD mówią o Dornie w samych superlatywach. Stefan Niesiołowski nazywa go ostatnią polityczną indywidualnością w PiS i oburza się na to, jak go potraktowano.
– Takie zjawisko występuje od dawna – tłumaczy politolog Marek Migalski. – Wszyscy, którzy wchodzą w konflikt z Jarosławem Kaczyńskim, stają się bohaterami. Tak było w przypadku Kazimierza Marcinkiewicza, Marka Jurka, Janusza Kaczmarka, Kazimierza Ujazdowskiego, Pawła Zalewskiego, a teraz Ludwika Dorna.
– Każdy, kto opuścił nasze szeregi, natychmiast stawał się wybitnym ekspertem i mężem stanu. Szkoda, że nie dostrzegano ich zalet, kiedy byli w PiS – mówi poseł Karol Karski.
Ale dlaczego także media zmieniają swoje nastawienie? – Dziennikarze kierują się emocjami. Sympatyzują ze słabszymi i im kibicują. Jak Dorn był potężny, dostrzegano więcej jego wad, gdy stracił na znaczeniu, dostrzeżono zalety – tłumaczy Migalski. Jego zdaniem politycy są bardziej cyniczni. – To jest chłodna kalkulacja. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Dlatego na przykład Zbigniew Chlebowski dzisiaj wychwala Ludwika Dorna pod niebiosa, a jeszcze kilka miesięcy temu wypominał mu kamasze, wykształciuchów i prześladowanie lekarzy – wytyka Migalski.