Według założeń PO kandydatów do Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej wskazywałyby środowiska akademickie. Nie jest jeszcze pewne, czy byłyby to senaty uczelni państwowych oraz KUL czy też rady wydziałów historycznych. Ostatecznie o nominacji decydowaliby Sejm, Senat i prezydent.
Kolegium zyskałoby też dodatkowe uprawnienia w postaci tzw. rekomendacji programowych. Określałyby one priorytety badawcze. Innym pomysłem PO jest uproszczenie dostępu do danych zgromadzonych w archiwum – zwłaszcza dla osób, które były inwigilowane przez komunistyczne służby specjalne. Obecnie, występując o dokumenty, dostają oni kopie, na których nazwiska funkcjonariuszy i agentów są zamazane. Dopiero na kolejny wniosek IPN odtajnia te dane. Platforma chce, by inwigilowani dostawali takie same dokumenty jak dziennikarze i naukowcy – od razu bez ukrytych danych.
Projekt zakłada również, że do IPN szybciej przekazywane byłyby archiwalia rozmaitych instytucji państwowych, szczególnie z lat 80. W tej chwili wiele bardzo cennych dokumentów jest dla badaczy niedostępnych lub dostęp do nich jest utrudniony. Chodzi m.in. o przechowywane w MSWiA tzw. archiwum Urbana (zbiór dokumentów Biura Prasowego Rządu). Jak przypuszczają badacze, mogą w nim być kopie m.in. dokumentów KC PZPR, których oryginały zniszczono na początku lat 90.
Platforma chce też przyspieszyć odtajnianie dokumentów przechowywanych w tzw. zasobie zastrzeżonym IPN.
Poseł PO Jarosław Gowin popiera zwiększenie roli środowisk akademickich przy wskazywaniu kandydatów na członków Kolegium IPN. Widzi jednak również niebezpieczeństwa tego rozwiązania.