Polityk, który nigdy nie został mleczarzem

Andrzej Olechowski - Odchodząc z PO, zarzucił jej brak ideowości, choć sam siebie nazwał kiedyś politycznym najemnikiem. – To człowiek gotów do kompromisów. Z samym sobą – mówi „Rz” Lech Wałęsa

Aktualizacja: 04.07.2009 08:05 Publikacja: 04.07.2009 03:12

Nigdy nie interesowała go polityka parlamentarna, zawsze chodziło mu o wsparcie w wyborach prezydenc

Nigdy nie interesowała go polityka parlamentarna, zawsze chodziło mu o wsparcie w wyborach prezydenckich – mówi o Andrzeju Olechowskim Maciej Płażyński

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Zborowski Bar Bartłomiej Zborowski

„Problem polega na tym, że nie wiadomo, czy w ogóle ma on jakieś poglądy polityczne” – pisał o Andrzeju Olechowskim w 1995 r. Tadeusz Kosobudzki, autor książki „MSZ od przodu”, podsumowującej lata spędzone w resorcie spraw zagranicznych przez późniejszego założyciela Platformy Obywatelskiej.

Wiadomo za to, jakie ma ambicje. Olechowski próbował je zrealizować w 2000 r., kandydując na prezydenta. Zdobył 3 mln głosów (17,3 proc). I ten kapitał polityczny wniósł w wianie do PO, partii, z którą właśnie się rozstał w sposób tyleż spektakularny, co oczekiwany. Przecież już w lutym 2007 r. zapowiadał w rozmowie z „Życiem Warszawy”: –Jeżeli będę mógł znów z czystym sumieniem głosować na Platformę, ponownie zapadnę w miłą bezczynność. Jeżeli jednak się okaże, że nie mam już swojej partii, będę musiał temu zaradzić.

Miła bezczynność skończyła się w czwartek, kiedy media ujawniły ostry list Olechowskiego do Donalda Tuska. Zarzucał w nim PO, że stała się „partią władzy” i sprzeniewierzyła się swemu programowi.

To trzeci rozwód w życiorysie Andrzeja Olechowskiego, ale pierwszy tak głośny. Bo choć kreuje się na apolitycznego fachowca, to wcale nie jest polityczną dziewicą. Stanowiskami, które zajmował w PRL i III RP, można by obdzielić kilku mniej ambitnych polityków.

[srodtytul]Od Genewy do Magdalenki [/srodtytul]

Ryszard Bugaj poznał Olechowskiego w 1989 r. przy Okrągłym Stole. Przyszły minister rządu Jana Olszewskiego i przyszły założyciel Platformy był wówczas wiceprezesem Narodowego Banku Polskiego. I reprezentował stronę PZPR-owską, a Bugaj – solidarnościową.

– Już wtedy było widać, że Olechowski nie lubi związków zawodowych, bo rozmawiał z nami burkliwie i traktował nas z góry, dając do zrozumienia, że nie mamy pojęcia o mechanizmach wolnego rynku – opowiada doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Ale fotel w NBP nie był początkiem peerelowskiej kariery Olechowskiego, tylko jej zwieńczeniem. Urodzony w 1947 r. skończył studia ekonomiczne w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (dziś SGH) w Warszawie, uważanej za kuźnię peerelowskich kadr. W 1973 r. rozpoczął pracę w sekretariacie Konferencji Narodów Zjednoczonych do spraw Handlu I Rozwoju w Genewie. W 1978 r. znów był w Warszawie. Cztery lata kierował Zakładem Analiz i Prognoz w Instytucie Koniunktur i Cen. W 1982 r. ponownie wyjechał. Od 1985 do 1987 r. pracował dla Banku Światowego.

– W ONZ miałem przyjaciół, od których uczyłem się ekonomii. Wcześniej chciałem być prezenterem radiowym, liczyła się dla mnie tylko muzyka. W Genewie nauczyłem się fachu, zostałem ekonomistą. – wspominał w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Do Polski wrócił na stałe w 1987 r., do Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. Ale genewska przeszłość go dogoniła. Po latach okazało się, że był agentem wywiadu gospodarczego PRL.

[srodtytul]Agent w lustracyjnym rządzie[/srodtytul]

Rozwód z komunistyczną Polską był dla Olechowskiego bezbolesny. Jak wielu ludzi władzy późnego PRL głęboko wierzył w wyższość gospodarki rynkowej nad planową. A jeszcze w stanie wojennym opublikował w „Polityce” artykuł krytyczny wobec władzy, w którym przestrzegał przed nadmiernymi powiązaniami gospodarczymi Polski ze Związkiem Radzieckim kosztem stosunków z Zachodem.

I właśnie od spraw gospodarczych zaczęła się jego kariera w III RP. W 1991 r. został wiceministrem handlu zagranicznego w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego. Po roku gabinet upadł, ale Olechowski nie zatonął.

28 lutego 1992 r. powołano go na ministra finansów w rządzie Jana Olszewskiego. Dopiero od tej chwili zaczyna się oficjalny życiorys Andrzeja Olechowskiego, który umieścił na swojej stronie internetowej. Nie ma w nim słowa ani o doświadczeniu zawodowym zdobywanym w PRL, ani o wywiadowczych misjach specjalnych.

– Kiedy był przyjmowany do rządu, oficerowie z dawnej bezpieki, którzy znaleźli się w nowych służbach, okłamali nas. Mówili, że jest „czysty” – wspominał w rozmowie z „Rz” Antoni Macierewicz, minister spraw wewnętrznych w rządzie Olszewskiego. – Niektórzy nawet przekonywali, że był podejrzewany w PRL o współpracę z Amerykanami.

– Z Macierewiczem opowiadaliśmy sobie dowcipy, a na posiedzeniach Rady Minis- trów mogliśmy współpracować: on mówił, że potrzebuje pieniędzy na 10 tys. mundurów, ja, że dam mu na 5 tys. i jakoś się dogadywaliśmy – mówił Olechowski w jednym z wywiadów.

Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. Kwerenda przeprowadzona w archiwach MSW przez ludzi Macierewicza wykazała, że Olechowski był agentem peerelowskiego wywiadu gospodarczego. Komunistyczne służby zarejestrowały go 4 listopada 1972 r. jako kontakt operacyjny o kryptonimie „Must”. To dzięki związkom z wywiadem w 1973 r. mógł rozpocząć pracę w Genewie.

Jak Olechowski zareagował na ujawnienie agenturalnej przeszłości? – Ani nie potwierdzał, ani nie zaprzeczał. Starał się unikać rozmów na ten temat – wspomina Macierewicz. Oficjalnie do współpracy z Departamentem I MSW Olechowski przyznał się dopiero w 2000 r. w oświadczeniu lustracyjnym złożonym w związku ze startem w wyborach prezydenc- kich. W kwietniu 2007 r. ostro skrytykował PO za poparcie pisowskiego projektu lustracji.

– Popełniła błąd, popierając ustawę lustracyjną, która zmusza dziennikarzy i naukowców do składania oświadczeń lustracyjnych. Co zrobią obywa- tele, którzy zobaczą milion nazwisk na listach IPN – oświad- czył PAP Olechowski.

– Uważam, że gdyby chciał startować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, jego teczka powinna być ujawniona – mówi Ryszard Bugaj.

[srodtytul]Pod Lecha przewodem[/srodtytul]

Po odejściu z rządu Olszewskiego Andrzej Olechowski związał się z Lechem Wałęsą, został liderem Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform założonego przez ówczesnego prezydenta. – To bardzo utalentowany człowiek, gotów do współpracy. Pod warunkiem, że robi się to, co on chce. Gotów do kompromisów. Ale tylko z samym sobą – ocenia Olechowskiego po latach, w rozmowie z „Rz” Wałęsa.

W opinii Bugaja BBWR miał pomóc prezydentowi w zdominowaniu Sejmu. – I przy- puszczam, że Olechowski o tym wiedział, a mimo to zaangażował się w projekt – dodaje Bugaj.

Potwierdza to następująca historia: Olechowski z kilkoma współpracownikami układał listy wyborcze BBWR. Wszyscy rozmówcy rozstali się w przekonaniu, że sprawa jest dogadana. A po kilku dniach Olechowski powiedział, że listy kandydatów BBWR do Sejmu zamierza układać Mieczysław Wachowski, najbliższy współpracownik Wałęsy. – Wachowski dał mi do zrozumienia, że układanie list to nie jest moja sprawa – miał powiedzieć Olechowski kolegom z Bloku.

Typowano go na nowego premiera. W wyborach parlamentarnych 19 września 1993 r. BBWR otrzymał jednak zaledwie 5,41 proc. Ale na związku z Wałęsą Olechowski i tak dobrze wyszedł, bo w 1993 r. z rekomendacji prezydenta został szefem MSZ w rządzie Waldemara Pawlaka.

Rok później minister sprawiedliwości Włodzimierz Cimoszewicz ujawnił, że Olechowski pełni funkcję pań- stwową, będąc jednocześnie przewodniczącym rady nadzorczej Banku Handlowego. Olechowski musiał wybierać: fotel ministra albo pieniądze. Wybrał pieniądze i złożył dymisję. To był jego drugi rozwód w politycznym życiu – ze stano- wiskami rządowymi. Potem próbował się angażować w działalność Ruchu Stu Czesława Bieleckiego. Ugrupowanie nie miało szans na szerszy sukces, więc Olechowski wycofał się w 1997 r.

[srodtytul]Trzej przyjaciele z boiska[/srodtytul]

Do wielkiej polityki powrócił w 2000 r., gdy jako niezależny kandydat wystartował w wyborach prezydenckich. Podczas spotkań z wyborcami przekonywał, że „nie jest zwierzęciem stadnym”, więc w działalność partyjną nie zamierza się angażować. „Moja perspektywa jest inna, niezależna od partyjnych celów, politycznej konkurencji, interesu klasy politycznej” – pisał w książce „Wygrać przyszłość”. Wbrew wcześniejszym deklaracjom krótko po wyborach, w styczniu 2001 r. stał się wraz z Donaldem Tuskiem i Maciejem Płażyńskim jednym z założycieli Platformy Obywatelskiej.

– Ale z aktywnością Andrzeja bywało różnie. Pamiętam, jak z Donaldem wyciągaliśmy go rano na wyjazd w teren, na spotkania z działaczami. Nie można go było zdyscyplinować – wspomina były działacz PO. – Tłumaczył, że gdyby chciał wstawać o szóstej rano, zostałby mleczarzem.

Pewnie dlatego Olechowski nigdy nie stał się czynnym politykiem PO. A gdy w 2002 r. walkę o prezydenturę Warszawy przegrał z Lechem Kaczyń- skim, odsunął się w cień. Nie garnął się do Sejmu czy Senatu. Zajmował się interesami. Czekał.

– Andrzeja nigdy nie interesowała polityka parlamentar- na, zawsze chodziło mu

o wsparcie w wyborach prezydenckich – mówi „Rz” Maciej Płażyński, inny „były tenor PO”, którego nie ma w tej partii od 2003 r.

Ale w wyborach w 2005 r. kandydatem Platformy na prezydenta został Donald Tusk.

– Olechowski przeżył ogromne rozczarowanie, gdy okazało się, że to nie on będzie naszym kandydatem – wspomina polityk PO. I zdradza, że już wtedy Tusk postanowił wypchnąć Olechowskiego z partii. Akcję rozpoczął jeszcze przed wyborami. Choć osobiście nie brał w tym udziału. – Pamiętam, że Andrzej bardzo mocno przeżywał zagrywki Tuska, który z jednej strony zapewniał go o swojej przyjaźni, a z drugiej brutalnie go atakował, używając do tego Jana Rokity – mówi „Rz” Paweł Piskorski, kiedyś polityk PO, dziś szef Stronnictwa Demokratycznego.

Olechowski udał się na partyjną emigrację wewnętrzną. Dalej miał legitymację PO, dalej przekonywał, że to jego ugrupowanie, ale już w maju 2007 r. na Uniwersytecie Warszawskim pojawił się publicznie obok Piskorskiego, Marka Borowskiego i Wiktora Osiatyńskiego. Część mediów uznała, że to próba znalezienia formuły na nową partię. Kilka tygodni temu w rozmowie z „Rz” Olechowski mówił, że rozważa swoją przyszłość w Platformie, bo jest „programowo nijaka i niespójna”.

Rozważył, odszedł. Tak zakończyło się jego trzecie polityczne małżeństwo.

[srodtytul]Mistrz psucia końcówek?[/srodtytul]

– Pozostał normalnym człowiekiem, co w polityce nie jest zwyczajne. Sympatyczny facet, bardzo ciężko znoszący nielojalność – ocenia Piskorski. I nie ukrywa, że jego zdaniem Olechowski jest lepszym kandy- datem na prezydenta niż Donald Tusk czy Lech Kaczyński. Czy Olechowski zaczyna właśnie czwarte życie, którego finałem będzie prezydentura w 2010 r.?

– Jeżeli wystartuje z obozu Pawła Piskorskiego, to przyciągnie elektorat liberalno-lewi- cowy, co może zagrozić Tuskowi – przewiduje Płażyński. Ale czy Olechowski naprawdę będzie kandydował? Dawni współpracownicy, znajomi i przyjaciele mówią, że to człowiek, który doskonale potrafi wyczuć zapotrzebowanie społeczne, sprzedać się zgodnie z tymi oczekiwaniami, a gdy koniunktura maleje, wycofać się na z góry upatrzone pozycje. Wydaje się więc, że czwarty polityczny związek Olechowskiego to małżeństwo z rozsądku, w którym każda ze stron chce przechytrzyć drugą.

– Piskorski potrzebuje znanej twarzy, by rozreklamować SD, a Olechowski jako polityczny singiel potrzebuje struktur, by zrealizować własne ambicje, przy czym nigdy nie zagrozi szefowi partii, bo funkcja lidera go nie interesuje – ocenia Adam Glapiński, minister w rządzie Olszewskiego.

– Do ostatniej chwili wyczeka z ogłoszeniem decyzji o swoim starcie w wyborach prezydenckich – twierdzi Płażyński. – Jeśli sondaże będą niekorzystne, nie tylko nie zrobi tego, ale i będzie skutecznie przekonywał, że nie miał takiego zamiaru.

– Olechowski miał i ma przed sobą wielkie możliwości, jest specjalistą od wielkich kampanii. I dzisiaj ma wielką szansę odnaleźć się w polityce, wrócić na scenę. Widzę tam dla niego miejsce. Jest tylko jeden problem. To mistrz psucia końcówek – mówi „Rz” Lech Wałęsa, który 16 lat temu chciał Olechowskiego mianować premierem.

„Problem polega na tym, że nie wiadomo, czy w ogóle ma on jakieś poglądy polityczne” – pisał o Andrzeju Olechowskim w 1995 r. Tadeusz Kosobudzki, autor książki „MSZ od przodu”, podsumowującej lata spędzone w resorcie spraw zagranicznych przez późniejszego założyciela Platformy Obywatelskiej.

Wiadomo za to, jakie ma ambicje. Olechowski próbował je zrealizować w 2000 r., kandydując na prezydenta. Zdobył 3 mln głosów (17,3 proc). I ten kapitał polityczny wniósł w wianie do PO, partii, z którą właśnie się rozstał w sposób tyleż spektakularny, co oczekiwany. Przecież już w lutym 2007 r. zapowiadał w rozmowie z „Życiem Warszawy”: –Jeżeli będę mógł znów z czystym sumieniem głosować na Platformę, ponownie zapadnę w miłą bezczynność. Jeżeli jednak się okaże, że nie mam już swojej partii, będę musiał temu zaradzić.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Polityka
Wybory do Sejmu, jeśli rządzący przegrają wybory prezydenckie? Znamy zdanie Polaków
Polityka
Będzie nowe święto państwowe. Na pamiątkę krwawej niedzieli na Wołyniu
Polityka
Doradca Andrzeja Dudy pojawił się na wiecu Sławomira Mentzena
Polityka
Nawrocki u Trumpa. Czy to zmieni kampanię prezydencką?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Polityka
Machcewicz o Nawrockim: Człowiek niezwykle brutalny, mam nadzieję, że nie wygra
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne