Paweł Piskorski, rocznik 1968, był „złotym dzieckiem polityki”. Jako trzydziestolatek został uznany za człowieka, który z powodzeniem może kandydować na urząd prezydenta Polski. A dziś, gdy jest w najlepszym wieku do odnoszenia sukcesów, musi walczyć o powrót na scenę polityczną. W sporcie o takich ludziach jak Paweł Piskorski mówi się, że szczyt formy osiągnęli za szybko i w efekcie przegrali igrzyska.
[srodtytul]Młodzi zdolni[/srodtytul]
Andrzej Halicki z PO poznał Piskorskiego pod koniec lat 80., gdy obaj działali w podziemnym NZS. – Paweł był szefem Akademickiego Biura Interwencji – wspomina. – Organizował pomoc dla studentów zatrzymanych w czasie demonstracji i ich rodzin. Był niezwykle energiczny oraz skuteczny. Poświęcał się całkowicie temu, co robił.
Według Halickiego wcale nie zanosiło się na to, że Piskorski zostanie liberałem, bo nie miał takich poglądów. Jednak przyłączył się do Kongresu Liberalno-Demokratycznego już w 1990 r. I przyjęto go tam z otwartymi ramionami. – Partie bardzo wówczas ceniły młodzieżówki, a Paweł ją zorganizował liberałom, a że do tego był błyskotliwy, to szybko awansował – opowiada dawny działacz KLD.
Ale nie tylko na tym opierała się kariera Piskorskiego.