Solidarna Polska już zapowiedziała, że nie poprze żadnych rozwiązań, które będą oznaczały ograniczenie polskiej suwerenności. Na podobnym stanowisku stoi PiS. Bez poparcia tych ugrupowań zabraknie głosów, by polski Sejm ratyfikował ewentualne zmiany w traktacie.
O tym, że rozwiązania, które mają zapewnić Unii większą dyscyplinę finansową, powinny zostać przyjęte w formie zmiany traktatu przez wszystkie państwa członkowskie, mówili w poniedziałek prezydent Francji Nicolas Sarkozy i kanclerz Niemiec Angela Merkel.
Polska od kilkunastu dni głośno domaga się, by zmiany dotyczyły całej Unii, a nie tylko strefy euro, i zostały przyjęte w formie zmiany traktatu. – Procedura zmiany traktatu lizbońskiego powinna się rozpocząć w ciągu kilkunastu tygodni – mówił premier Donald Tusk, który wie, że z ratyfikacją zmian może być kłopot. – Zdajemy sobie sprawę, że w dwóch, może trzech krajach członkowskich potrzebne będzie referendum. Ale kiedy patrzymy np. na Irlandię, gdzie referendum będzie konieczne, to widzimy, że jest ona jednym z tych państw, które jak tlenu potrzebują szybkich zmian. Wydaję się więc, że atmosfera powinna sprzyjać pozytywnemu rezultatowi – oceniał premier.
Jednak problem może być nie tylko w Irlandii, ale i w Polsce. Zgodnie z konstytucją, aby ratyfikować zmiany w traktacie przekazujące organizacji międzynarodowej część kompetencji władz, potrzebna jest zgoda co najmniej 2/3 posłów. PO, PSL, Ruch Palikota i SLD, opowiadające się za takimi zmianami, tej większości nie mają.
Bez głosów Solidarnej Polski i PiS zmiany w traktacie nie wejdą w życie. SP już zapowiedziała, że na pewno będzie przeciw. PiS nie chce zająć jednoznacznego stanowiska. – Poczekamy na ustalenia szczytu, ale jeśli będą one takie jak zapowiedzi, to nie wyobrażamy sobie poparcia zmian w traktacie – mówi „Rz" poseł PiS Witold Waszczykowski. Nieoficjalnie można jednak usłyszeć w PiS, że zgody na ratyfikację na pewno nie będzie.