– Zrobił to przez miłość i wdzięczność – zapewniała szwajcarskiego prokuratora Yvesa Bertossa Corinna Larsen, odpowiadając na pytanie, dlaczego hiszpański monarcha i kochanek przekazał na jej tajne konto 65 mln euro. Zeznanie zostało złożone 19 grudnia 2018 r., ale dopiero teraz ujawniły je media w Madrycie. I ostatecznie pogrążyły Juana Carlosa I, przeciw któremu już w czerwcu prokuratura wystąpiła z aktem oskarżenia.
Pieniądze pochodzą z wartej 100 mln euro łapówki, którą w 2011 r. przekazał hiszpańskiemu władcy ówczesny król Arabii Saudyjskiej Abd al-Aziz. Były częścią wielkiego kontraktu na budowę linii szybkiej kolei przez konsorcjum, które rozwinęło na Półwyspie Iberyjskim sieć AVE (Alta Velocidad Espanola).
Afera stanowi zwieńczenie długiej serii skandali, które spowodowały, że dla ratowania monarchii Juan Carlos już w 2014 r. abdykował na rzecz swojego syna Filipa VI. Obecny król pozbawił później ojca 200 tys. euro rocznej pensji, zrzekł się też spadku po nim i wykluczył go z rodziny królewskiej. Ale skutki mogą być dla Juana Carlosa jeszcze poważniejsze.
– Wszystko zależy od tego, czy prokurator dopatrzy się z jego strony przewinień po tym, jak sześć lat temu stracił immunitet przysługujący panującemu – odpowiada Alberto Madrigal, politolog z Madrytu, na pytanie „Rzeczpospolitej” o to, czy królowi grozi więzienie.
Decyzja zależy od Kortezów
Już teraz skutki polityczne skandalu są poważne. Instytut Sinoptica ustalił, że tylko 34,6 proc. Hiszpanów wciąż popiera monarchię, a 51,6 proc. jest za powrotem do republiki. Instytucja, która zjednoczyła kraj po śmierci Franco i w pierwszych latach demokracji, teraz dzieli naród. O ile 71,2 proc. wyborców konserwatywnej Partii Ludowej (PP) czy 66,8 proc. wywodzącej się z Falangi Vox chce utrzymania korony, o tyle 54,8 proc. wyborców socjalistycznej PSOE i 89,7 proc. radykalnego Podemos stawia na republikę.