Rodzice znów dostaną po kieszeni. Tym razem chodzi o ulgę za dziecko odliczaną od PIT. Stanie się tak, mimo iż premier Donald Tusk w czasie exposé wyraźnie deklarował, że „zmieniając pewne zasady na korzyść mniej zamożnych, a na niekorzyść tych najzamożniejszych, w polityce prorodzinnej nie chcemy zarabiać jako państwo".
Od przyszłego roku – odpowiednim projektem ustawy już we wtorek zajmie się rząd – ulgę stracą mający tylko jedno dziecko, których roczny dochód przekracza 85 528 zł. W zamian wsparcie dostać mają rodziny wielodzietne – na trzecie i każde kolejne dziecko ulga rodzinna wzrośnie o 50 proc. – do 1668,12 zł rocznie. Ulga przy dwójce dzieci się nie zmieni.
Na zmianach budżet zaoszczędzi 149 mln zł – czytamy w uzasadnieniu. W praktyce ulgę stracą nawet ci rodzice, którzy zarabiają średnią krajową.
Eksperci krytykują tę decyzję. Zarzucają rządowi, że nic nie robi w sprawie polityki rodzinnej, a odbiera realne wsparcie adresowane do rodzin. – W obecnej sytuacji demograficznej nie wolno pokazywać ludziom, że troska o rodzinę nie leży w sferze zainteresowania państwa – mówi prof. Krystyna Iglicka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego. Przypomina, że współczynnik dzietności spadł znowu do 1,3, i dodaje, że powinno się premiować każdą rodzinę, która decyduje się na dziecko.
Zdaniem Rafała Antczaka, wiceprezesa firmy audytorskiej Deloitte, zwiększenie ulgi dopiero na trzecie dziecko jest błędem. – Najwięcej kosztuje pierwsze. Każde kolejne to dodatkowy koszt, ale niższy niż przy pierwszym. Rodzice jedynaków często nie zdają sobie z tego sprawy i planując kolejne dzieci, liczą, że potrzeba im będzie drugie tyle pieniędzy. I wtedy często rezygnują z drugiego i trzeciego dziecka – mówi.