Emocjonalna wypowiedź lidera PSL to sygnał, że tak źle w jego relacjach z premierem Donaldem Tuskiem jeszcze nigdy nie było. Bez wiedzy Piechocińskiego premier usunął z rządu ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego. To efekt gazowego skandalu sprzed dwóch tygodni, kiedy przedstawiciele EuRoPol Gazu podpisali w Sankt Petersburgu z Gazpromem memorandum w sprawie analizy budowy gazociągu przez Polskę.
Piechociński był wówczas w Sankt Petersburgu. Jak przyznaje w rozmowie z „Rz", premier także do niego miał pretensje i doszło między nimi do „nerwowej rozmowy". Tusk nawet nie pokazał Piechocińskiemu raportu szefa MSW w sprawie okoliczności podpisania memorandum, choć wicepremier z racji swych kompetencji był jednym z najbardziej oczywistych adresatów dokumentu.
To dowód na to, że współpraca między premierem z Platformy a jego nowym zastępcą z PSL mocno szwankuje. W rozmowie z Piechocińskim zauważamy: – Wśród polityków Platformy panuje przekonanie, że po aferze gazowej ocalił pan głowę tylko dlatego, że jest pan liderem partii koalicyjnej. – Niech mówią, co chcą. Ja nie wzniecam co tydzień nowych konfliktów. Nie biegam z wiaderkiem z szambem – mówi o ciosach, które dostaje od koalicjanta.
Szef Klubu Platformy Rafał Grupiński jest zdziwiony ostrymi słowami wicepremiera. – Różnice zdań w koalicji są naturalne. Nie zawsze musimy mieć takie samo zdanie we wszystkich kwestiach. Na tym polega docieranie się koalicjantów – mówi. Ale – w jego przekonaniu – ostra retoryka Piechocińskiego nie zagraża koalicji. Grupiński przekonuje, że PSL nie ma żadnego interesu, żeby wchodzić w konflikt z premierem.
Ale efektem gazowego zamieszania może być powołanie nowego ministerstwa energetyki. To także zostało odebrane jako próba ogrania Piechocińskiego, bo do tej pory nadzór nad energetyką spoczywał w jego rękach. Takie wypychanie PSL z energetyki trwa jednak jeszcze od poprzedniej kadencji, gdy wicepremierem był Waldemar Pawlak. – W praktyce już od dawna to nie politycy PSL ponoszą odpowiedzialność za energetykę – mówi „Rz" Piechociński.