Bardzo miły człowiek

Młodzi działacze PSL widzą we Władysławie Kosiniaku-Kamyszu następcę Janusza Piechocińskiego.

Publikacja: 07.07.2013 11:19

Władysław Kosiniak-Kamysz swoją polityczną karierę zaczynał w telewizji jako specjalista młodzieżówk

Władysław Kosiniak-Kamysz swoją polityczną karierę zaczynał w telewizji jako specjalista młodzieżówki PSL od zadawania trudnych pytań politykom innych partii

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Władysław Kosiniak-Kamysz, rocznik 1981 swoją twarzą musi firmować niepopularne wśród Polaków zmiany w OFE.  Nie jest mu do śmiechu, bo to na jego głowę sypią się razy.

Ale nietęgą minę miał też wówczas, gdy Piotr Duda, szef „Solidarności", oświadczył rozeźlony, że jest on ministrem od bezrobocia, a nie od pracy, i że związkowcy nie usiądą do rozmów w Komisji Trójstronnej, dopóki nie zniknie z rządu.

– Nie mam sobie nic do zarzucenia – mówił spokojnie Kosiniak-Kamysz.

Ale dla tego beniaminka PSL, któremu kariera przez całe życie szła jak po maśle, musiała być to trudna sytuacja. Nigdy nie był wymieniany przez media jako minister do ewentualnej dymisji. Miał ogromne poparcie Waldemara Pawlaka, a po jego przegranej na kongresie zaskarbił sobie łaski Janusza Piechocińskiego. I choć w rządzie Donalda Tuska to on z urzędu firmował podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat, uelastycznienie czasu pracy oraz świecił oczami za rosnące bezrobocie i lawinowy przyrost tzw. umów śmieciowych, nikt tak naprawdę nie miał o to do niego pretensji. Wiadomo było, że kto inny stoi za decyzjami w tych sprawach.

Kosiniak-Kamysz jest lekarzem. W rządzie Tuska chciał być szefem resortu zdrowia.

Nawet fakt, że nie zdołał przekonać ministra finansów, by ten odmroził miliardy złotych zamrożone w Funduszu Pracy, które można by przeznaczyć na aktywizację bezrobotnych, specjalnie go nie obciążał. Wszyscy wiedzieli, że tym „złym" w rządzie jest minister finansów Jacek Rostowski. Dopiero związkowcy zaatakowali Kosiniaka-Kamysza.

Listonosz rządu

– To nic osobistego – zapewnia Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ „Solidarność". – Prywatnie to ja go nawet lubię, bo to bardzo miły człowiek. Ale prawdę mówiąc, wolałbym chamowatego gnojka, z którym jednak da się negocjować, niż jego.

Zdaniem Lewandowskiego minister pracy w Komisji Trójstronnej powinien spełniać rolę mediatora między pracodawcami a związkami zawodowymi. – Tymczasem on trzyma zawsze stronę rządu i pracodawców, nigdy pracowników – zaznacza rzecznik „S".

Związkowcy są zdania, że tak uległego wobec ministra finansów szefa Komisji Trójstronnej jeszcze nie było. Lewandowski na dowód przytacza następującą historię: w 2009 roku Komisja, której szefem był wówczas wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak, uzgodniła wzrost płacy minimalnej o konkretną kwotę. Tymczasem rząd się na to nie zgodził i wyrzucił porozumienie do kosza. Wtedy Pawlak na znak protestu zrezygnował z kierowania pracami Komisji. – Pamiętam jego wściekłość i słowa, że nie będzie listonoszem rządu – wspomina Lewandowski. – Kosiniak-Kamysz nieustająco odgrywa tę rolę i zupełnie mu to nie przeszkadza.

Szef resortu pracy nie zamierza jednak odchodzić z rządu. – Przez te kilkanaście miesięcy starałem się podejmować dyskusję w trudnych tematach, szukać tego, co łączy, a nie dzieli, doprowadzić do porozumienia – zapewniał w rozmowie z dziennikarzami ten 32-letni polityk.

Najmłodszy minister

Polityczna kariera Kosiniaka-Kamysza przebiega w iście błyskawicznym tempie. Po części za sprawą ojca Andrzeja, znanego krakowskiego lekarza, który z ruchem ludowym był związany od czasów PRL, a w wolnej Polsce został ministrem zdrowia w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

Po części jednak Kosiniak-Kamysz sam zapracował na swoją pozycję, zręcznie zaskarbiając sobie sympatię starszych polityków i zarazem budując zaplecze wśród rówieśników. Z wykształcenia lekarz, był aktywnym działaczem PSL-owskiej młodzieżówki. Medialne szlify zdobył w programie „Młodzież kontra", w którym działacze młodzieżówek zadają pytania politykom z pierwszych stron gazet. Kosiniak-Kamysz był właśnie takim zadającym pytania w imieniu młodzieżówki PSL.

W tej roli poznał go Krzysztof Kosiński, dzisiejszy rzecznik PSL, a wówczas świeżo upieczony student prawa, który postanowił zapisać się do partii. To właśnie on przejął po Kosiniaku-Kamyszu rolę zadawacza pytań. A gdy jego starszy o siedem lat kolega wystartował w wyborach samorządowych do Rady Miasta Krakowa z listy prezydenta Jacka Majchrowskiego, pracował w jego kampanii, chodząc od drzwi do drzwi i zachęcając do głosowania na kandydata ludowców.

Kosiński podkreśla, że po tej kampanii Kosiniak-Kamysz został pierwszym krakowskim radnym z PSL. Ale prawda jest taka, że gdyby nie porozumienia ludowców z Majchrowskim o udostępnieniu miejsc na liście do Rady Miasta w zamian za poparcie PSL, którego autorem był ojciec Władysława, to tego mandatu by nie było.

Także rządową karierę młody lekarz po części zawdzięcza ojcu, a raczej jego świetnej znajomości z Waldemarem Pawlakiem. Były lider PSL, który miał zaufanie wyłącznie do sprawdzonych ludzi, zaproponował tekę ministerialną 26-letniemu Kosiniakowi-Kamyszowi już w 2007 roku.

– Mógł zostać najmłodszym ministrem w historii, ale się nie zgodził, bo chciał zrobić doktorat, co pokazuje, że rozwój zawodowy jest dla niego ważny – opowiada Kosiński.

Cztery lata później Kosiniak-Kamysz już nie odrzucił kolejnej propozycji Pawlaka. – Zrealizował wówczas ambicje ojca, ale szybko stały się one również jego ambicjami – można usłyszeć od ludowców.

W PSL krąży anegdota, jak to zielony pod względem politycznym Kosiniak-Kamysz poszedł na rozmowę z Tuskiem i zgodził się zostać ministrem zdrowia. Ale Pawlak spytał tylko, kto będzie mianował szefa NFZ, a gdy usłyszał, że premier, wybił mu to ministerstwo z głowy.

Lider PSL?

Gdy jesienią ubiegłego roku doszło do niespodziewanej zmiany na stanowisku prezesa PSL, wszyscy zastanawiali się, co zrobi Kosiniak-Kamysz, który Pawlakowi zawdzięczał nie tylko posadę ministerialną, ale i stanowisko wiceprezesa Stronnictwa. A on po prostu oznajmił, że uszanuje wolę kongresu i będzie pracował z nowym liderem. Później, gdy Piechociński zastanawiał się, czy wejść do rządu, czy też komuś innemu powierzyć tekę ministra gospodarki i wicepremierostwo, rozeszła się pogłoska, że wicepremierem może zostać Kosiniak-Kamysz. Dziś jedni mówią, że nikt poważnie nie rozważał takiego scenariusza. Że była to autokreacja ministra pracy, który sam wypuszczał te przecieki, żeby wzmocnić swoją pozycję. Są jednak tacy, którzy uważają, że Kosiniak-Kamysz uwierzył, iż naprawdę może awansować do rangi wicepremiera, i poważnie o to zabiegał.

Poseł PSL Stanisław Żelichowski mówi, że sceptycznie odnosił się do pomysłu, by młody doktor medycyny po studiach w Atlancie został ministrem pracy. – Ale widzę, że nieźle sobie radzi, otoczył się dobrymi doradcami, co świadczy o mądrości politycznej, i dziś jest mocnym punktem rządu – mówi Żelichowski. – Ale za dwa lata będzie musiał wybrać, czy chce osiągnąć coś w życiu jako lekarz, czy jako polityk, bo pogodzić tych dwóch profesji się nie da.

W PSL wielu uważa, że Kosiniak-Kamysz na dobre połknął bakcyla władzy. – Zresztą trudno się temu dziwić, skoro wszyscy naokoło mówią, że to on może zostać następnym liderem Stronnictwa – mówi jeden z działaczy Stronnictwa.

Rzeczywiście przed ubiegłorocznym kongresem, gdy Piechociński walczył z Pawlakiem o przywództwo, wielu partyjnych wyjadaczy powtarzało, że to nie ma sensu, bo już i tak czas przekazać pałeczkę młodym. I jako tego młodego wskazywali właśnie ministra pracy.

I niewykluczone, że taki scenariusz się ziści, bo Kosiniak-Kamysz nie jest pozbawiony talentów. To on wymyślił jesienny kongres programowy partii, który ma być podsumowaniem działalności PSL po 1989 roku. Umiejętnie buduje też swoje zaplecze. Ludzie, którzy kiedyś działali z nim w krakowskiej młodzieżówce, dziś są jego przyjaciółmi i z jego rekomendacji awansowali. Na przykład Dariusz Klimczak, który dzięki poręczeniu ministra pracy został wicemarszałkiem województwa łódzkiego, lub Krzysztof Kosiński, który nie kryje, że poparciu Kamysza zawdzięcza posadę rzecznika partii. Przyznaje, że prywatnie łączy ich przyjaźń.

– W końcu razem służyliśmy do mszy przed partyjnymi eventami, a to łączy ludzi – śmieje się Kosiński. I dodaje, że Kosiniak-Kamysz ma dziś największe poparcie wśród obu młodzieżówek Stronnictwa. Czy to wszystko wystarczy, żeby zostać liderem PSL?

– W polityce jest tak, że młodych ludzi rzuca się na głęboką wodę – mówi Żelichowski. – Jak utrzymują się na powierzchni, to podaje im się pomocną dłoń, a jak toną, to jeszcze wpycha się ich pod wodę.

Kosiniak-Kamysz na razie nieźle pływa.

Władysław Kosiniak-Kamysz, rocznik 1981 swoją twarzą musi firmować niepopularne wśród Polaków zmiany w OFE.  Nie jest mu do śmiechu, bo to na jego głowę sypią się razy.

Ale nietęgą minę miał też wówczas, gdy Piotr Duda, szef „Solidarności", oświadczył rozeźlony, że jest on ministrem od bezrobocia, a nie od pracy, i że związkowcy nie usiądą do rozmów w Komisji Trójstronnej, dopóki nie zniknie z rządu.

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Czarne chmury nad ministrem Wieczorkiem. Nawet wniosek PiS niewiele może już zmienić
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sondaż: Jak zmieniło się zdanie Polaków o Nawrockim, gdy został kandydatem PiS?
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym