Reklama

Gliński po raz kolejny kandydatem

Choć nie jest ulubieńcem partyjnego aparatu, po raz kolejny podjął się misji, która ma dać władzę PiS.

Publikacja: 05.07.2014 08:00

Piotr Gliński

Piotr Gliński

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Gdy w PiS rozeszła się informacja, że w kolejnych dniach partia zgłosi Piotra Glińskiego jako kandydata na premiera, nie wierzyli w nią nawet niektórzy posłowie PiS. – Sam Gliński mówił kilku osobom, że jest wobec tego pomysłu sceptyczny – przyznaje w rozmowie z „Rz" jeden z posłów.  – Jest skazany na pożarcie, ale chodzi o debatę wszyscy przeciw PiS.  W tym momencie nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nam do tego celu posłużyć – tłumaczy inny.

Oficjalnie jednak Gliński broni nie składa. – Wotum nie ma szans? A jeśli w poniedziałek ukażą się taśmy o kulisach sprzedaży Ciechu Janowi Kulczykowi albo o wielkich malwersacjach przy pieniądzach europejskich, to skąd wiadomo, że rząd nie upadnie? – kontruje.

Profesor, który jest jednym  z najbardziej zasłużonych polskich socjologów (był nawet prezesem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego) już raz w tej kadencji był kandydatem na premiera technicznego. Przygotował wtedy kompleksowy program rządzenia i naprawy państwa. Ale do opinii publicznej przebiło się tylko określenie: „premier z tabletu". Chodziło o sprytny wybieg marketingowy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w ten sposób zaprezentował z sejmowej mównicy jego wystąpienie.

Rozstanie ?z „Gazetą"

Potem PiS przegrało głosowanie, a do Glińskiego przylgnęła łatka wiecznego kandydata. Był wymieniany jako kandydat PiS na prezydenta Warszawy (jeśli w referendum odwołano by Hannę Gronkiewicz-Waltz), a nawet jako kandydat na prezydenta Polski. Decyzji o wejściu w politykę jednak nie żałuje.

– Nie sądzę, żebyśmy czemukolwiek uchybili. A to, że była propaganda medialna, to inna sprawa – przekonuje w rozmowie z nami Gliński.

Reklama
Reklama

Propagandę dostrzegł już w połowie lat 90. – Wtedy zobaczyłem kłamstwa „Gazety Wyborczej" i przestałem ją czytać – wspomina. Jego zdaniem to był moment, kiedy zaczął się zbliżać do środowiska, w którym jest teraz.

Ale inny naukowiec, któremu do PiS blisko (bezskutecznie ubiegał się w ostatnich eurowyborach o mandat), prof. Andrzej Zybertowicz pamięta, że  wtedy Gliński w diagnozach rozmijał się z prawicą.

– W 1994 r. przedstawiłem na kongresie w Bielefeld referat o zakulisowych grupach interesu. On  wtedy bardzo mocno ze mną polemizował. Długo trwało, zanim doszedł do obecnych poglądów – ocenia socjolog.

Współpraca z Bonim

Faktem jest, że później Gliński związał się ze wspieraną przez „Gazetę Wyborczą" Unią Wolności.  Bez sukcesu startował w wyborach parlamentarnych w 1997 r., po których UW współrządziła krajem. A w latach 1998–2000 był nawet jej członkiem.

– Dałem się namówić, ale przejrzałem –  tłumaczy. Wskazuje, że liczył na realizację swoich postulatów. Dotyczyły ekologii i społeczeństwa obywatelskiego, które jest przedmiotem jego naukowych badań. – Mieli usta pełne frazesów, ale realizowali wyłącznie interesy wąskich grup – wyrokuje Gliński. Ostateczną decyzję podjął, gdy zaczęły się pojawiać, jak sam mówi, „lewackie pomysły".

W tych czasach ponownie zetknął się z Michałem Bonim. Teraz europosłem PO i jednym z twórców jej programu. – Dziś różnimy się w ocenie rzeczywistości, ale pamiętam go jako fantastycznego przyjaciela ze szkolnej ławy – deklaruje Boni.

Reklama
Reklama

Razem działali też w opozycji (po latach się okazało, że Boni podpisał zobowiązanie do współpracy z SB). – W stanie wojennym udostępniał mieszkanie na spotkania konspiracyjne – wskazuje polityk PO. Gliński przekonuje, że lustracyjnymi kłopotami Boniego się nie interesował. Do dziś, gdy się spotykają, traktują się życzliwie. – Nawet kiedy związał się z PiS, to gdy się widzimy, na twarzach pojawia się uśmiech – zapewnia Boni.

Bo Gliński to człowiek niezwykle koncyliacyjny. Tak zapamiętała go legendarna działaczka opozycyjna Zofia Romaszewska. – W czasach „Solidarności" w Biurze Interwencji i Mediacji był wolontariuszem –  przypomina. Jej zdaniem świetnie sprawdzał się w mediacjach między strajkującymi robotnikami i dyrekcją zakładów. – Był wyważony i zawsze świetnie wyglądał – wymienia jego atuty Romaszewska.

Jego drodze życiowej się nie dziwi. Wspomina, że ma podobne odczucia dotyczące Unii Wolności, tyle że zdanie o tej partii zmieniła wcześniej. – My wszyscy daliśmy się na te hasła nabrać – twierdzi Romaszewska.

Może po tych doświadczeniach profesor nabrał dystansu do PO, stworzonej przez część działaczy UW. Choć jak sam twierdzi, przed 2005 r. był zwolennikiem koalicji PO i PiS. – Miałem wtedy wrażenie, które potwierdził we wspomnieniach Jan Rokita, że za fiasko tych rozmów odpowiada Donald Tusk – przekonuje Gliński.

W czasie, gdy rządzi PiS, zaprasza prezydenta Lecha Kaczyńskiego na zjazd Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Sam pojawia się na prezydenckich debatach eksperckich. Po katastrofie smoleńskiej wydaje pierwszą publikację naukową na ten temat. O reakcjach mediów i społeczeństwa. Jednak Jarosława Kaczyńskiego dobrze poznaje dopiero w 2012 r., kiedy to po raz pierwszy występuje jako kandydat na szefa rządu technicznego.

Kandydat „profesorków"

Po dwóch spotkaniach znajdują wspólny język i Gliński zgadza się pomóc Kaczyńskiemu. Co urzekło go w liderze PiS? Profesor się denerwuje, gdy słyszy to pytanie.  – Co to za słowo? Przecież to nie zaloty – zżyma się. – To jest wybór racjonalny, a nie emocjonalny. Dogadaliśmy się co do programu i jeśli chce się zmieniać rzeczywistość, to trzeba się zaangażować.

Reklama
Reklama

Dlatego rola Glińskiego nie kończy się wraz z upadkiem pomysłu na rząd techniczny. Kaczyński robi go szefem Rady Programowej PiS. W lutym przyszłego roku ma przedstawić poprawiony program ugrupowania. Wtedy też zaczyna się kampania przed wyborami prezydenckimi.

– Jak słyszałem prezesa, który dziękował mu za to, że w trudnej chwili znów zgodził się być kandydatem na premiera, to nie miałem wątpliwości. Kaczyński go w nich wystawi – przekonuje nas jeden z członków komitetu politycznego PiS.

Ale to w partii się nie podoba. – Szansę powinien dostać ktoś, kto sprawdził się w wyborach – mówi inny współpracownik prezesa.

W rozmowach z partyjnymi kolegami sceptycyzmu ma nie kryć partyjny spin doktor Adam Hofman. – Mówi, że on w skazaną na porażkę kampanię się nie zaangażuje – przekonuje jeden z nich.

Gliński na wewnętrznych spotkaniach miał krytykować taktykę, którą Hofman wybrał podczas referendum warszawskiego, ale dziś tego nie potwierdza. – To dziennikarze tak to przedstawili – zapewnia.

Reklama
Reklama

Faktem jest, że Hofmanowi to nie zaszkodziło, bo był odpowiedzialny za kampanię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Jednak nawet ci, którzy z Glińskim zatargów nie mają, uważają, że jego start to nie jest najlepszy pomysł.

Bo działacze PiS postrzegają go jako ciało obce. Większość o pomyśle rządu technicznego dowiedziała się z telewizji. Miał powstać w gronie przez niektórych nazywanym pogardliwie „awuesowskie profesorki". To naukowcy, którzy spotykają się regularnie i doradzają liderowi. Wśród nich jest dr Tomasz Żukowski, który pełnił podobną rolę w rządzie AWS. – Wtedy doprowadzili do jego upadku, ale oczywiście nie ponieśli odpowiedzialności – mówi poseł PiS.

Prof. Jadwiga Staniszkis, która początkowo brała udział w pracach zespołu Glińskiego, uważa jednak, że wpływ naukowców na PiS jest zbyt mały. – Podczas debat i kongresów powstaje ferment intelektualny wokół PiS. Ale ta partia jest zamknięta i nie korzysta z idei, które rodzą się podczas dyskusji – ocenia.

Zdaniem Glińskiego „ekspert musi znać swoje miejsce". – Partia nie działa tak, że przychodzi prof. Staniszkis, a prezes wykonuje jej polecenia – śmieje się profesor.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Prof. Dudek zwrócił się do Tuska. „Jak się nie da, to powinien pan się podać do dymisji”
Polityka
Była kandydatka na prezydenta chce do Sejmu. Sąd zarejestrował partię Joanny Senyszyn
Polityka
Szczyt Wschodniej Flanki. Przyjęta deklaracja wskazuje Rosję jako największe zagrożenie
Polityka
Konflikt w PiS. Politycy partii reagują na atak Jacka Kurskiego
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama