Od ubiegłego tygodnia Nowa Prawica ma w polskim Sejmie dwóch posłów. Drugim po Przemysławie Wiplerze (dołączył przed przekroczeniem progu w eurowyborach) jest inny były polityk PiS – Jarosław Jagiełło.
Decyzja ta nie spodobała się jednak działaczom partyjnym. Kilka dni temu zarząd ugrupowania ustalił, że szefowie lokalnych struktur mają nie przyjmować deklaracji członkowskich od dotychczasowych posłów i członków władz centralnych innych partii.
– Po naszym sukcesie obawiamy się, że jeżeli obecni posłowie zapiszą się do naszej partii, nawet z dobrej woli, to będą podejrzenia, że robią to koniunkturalnie – tłumaczy „Rz" europoseł Stanisław Żółtek, który otwarcie sprzeciwił się przyjęciu Jagiełły.
Bo krytyka tej decyzji nie jest w Nowej Prawicy łatwa. Deklarację od byłego posła PiS przyjął bowiem sam prezes ugrupowania Janusz Korwin-Mikke. Przyjął, ale jej nie podpisał, co chcą wykorzystać przeciwnicy takiego ruchu. – O tym, czy jest ona ważna, być może rozstrzygnie nasz partyjny sąd – twierdzi Żółtek.
Korwin-Mikke oznajmia, że poseł wciąż członkiem partii nie jest. – Według mojej interpretacji statutu każdy, kto podpisze deklarację, że popiera program, jest kandydatem na członka – wskazuje. Dodaje, że dopiero po pół roku tzw. okresu kandydackiego struktury w Łodzi podejmą decyzję w sprawie ewentualnego przyjęcia Jagiełły do partii.