W ostatnich dwóch–trzech latach miało miejsce spore opóźnienie i grozi nam, że część pieniędzy po prostu przepadnie. Eksperci BCC uważają, że to może być poważny problem. Poprzedni minister finansów Jacek Rostowski, rozpoczynając zmniejszanie deficytu budżetowego, ograniczał przede wszystkim wydatki na inwestycje publiczne. Strategia Tuska i Rostowskiego była taka, żeby nie ruszać wydatków społecznych, a nawet je podwyższać kosztem inwestycji. Jeżeli w najlepszym momencie publiczne wydatki inwestycyjne wynosiły 5–6 proc. PKB, a teraz jedynie 3 do 4 proc., to absorpcja środków unijnych siłą rzeczy musiała się zmniejszyć. A rząd ma obowiązek wykorzystać te środki dobrze i w całości.
A czy wiadomo, jak wyglądają te przygotowania do absorpcji nowych środków?
Nie wiadomo. Minister Elżbieta Bieńkowska nas o tym nie informowała. A te dwie rzeczy, czyli wykorzystanie pieniędzy jeszcze dostępnych i dobre przygotowanie się do pozyskiwania nowych funduszy, to są działania, które nie powodują negatywnych kosztów politycznych. Nowa pani premier powinna ogłosić, że to jest jej priorytet. I trzecia sprawa, którą rząd musi się zająć w najbliższym roku, to dalsze działania na rzecz znacznego ograniczenia deficytu budżetowego sektora publicznego.
Czy te obietnice, które złożył Donald Tusk tuż przed decyzją o kontynuowaniu kariery w Brukseli, czyli podwyżki emerytur i ulg na dzieci, nie utrudnią ograniczenia deficytu budżetowego?
To jest wydatek około 4 mld zł. Nie byłem zachwycony tymi propozycjami, ale w roku przedwyborczym nie oczekiwałbym od pani premier wycofania się z tych zapowiedzi. Ważne byłoby, żeby pokazała, gdzie ewentualnie może zaoszczędzić, żeby ten cel ograniczania deficytu nadal realizować. W tej chwili deficyt sektora finansów publicznych jest za duży o ok. 3 punkty procentowe PKB, czyli o ok. 50 mld zł. W latach następnych powinniśmy tę nadwyżkę wydatków nad dochodami usunąć albo przez zmniejszanie wydatków, albo przez podwyższanie podatków lub jakąś kombinację obu tych metod. Przy wzroście PKB o 3–4 proc. rocznie deficyt budżetowy powinien być zerowy, czyli powinniśmy mieć budżet zrównoważony. Bo wtedy w razie niższego wzrostu gospodarczego nie przekroczymy 3 proc. PKB, co w Unii Europejskiej jest pułapem maksymalnym.
Rząd chyba tak nie rozumuje, skoro minister finansów Mateusz Szczurek wygłosił na jednym ze spotkań unijnych opinię, że należy stymulować gospodarkę poprzez dosypywanie pieniędzy.