Pierwsza rękę wyciągnęła Ewa Kopacz. Zaprosiła liderów wszystkich partii politycznych na spotkanie dotyczące budżetów obywatelskich w samorządach – co jest elementem kampanii wyborczej PO. Zaproszenia przyjęli liderzy wszystkich partii poza PiS.
Jarosław Kaczyński z zasady bojkotuje spotkania organizowane przez przedstawicieli PO. Wyjątki były nieliczne. W 2010 r., kiedy po śmierci brata kandydował na prezydenta, pojawił się na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego zwołanej przez swego ówczesnego konkurenta Bronisława Komorowskiego. Wziął też udział w organizowanym przez Komorowskiego spotkaniu z Barackiem Obamą w 2011 r. Po dłuższej przerwie na początku roku Kaczyński wziął udział w spotkaniach poświęconych sytuacji na Ukrainie organizowanych przez rząd i prezydenta.
Szybko jednak doszedł do wniosku, że na takich gestach PiS traci. – Trudno się było nie zaangażować po stronie rządu. Z drugiej strony to wprowadziło dezorientację w naszym elektoracie. W kategoriach państwowych to nie był błąd. Ale z punktu widzenia interesu partii to oczywiście nam nie służyło – mówił Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" w lipcu.
Dlatego przyjęcie kolejnych zaproszeń od liderów PO Kaczyński obwarowuje takimi żądaniami, których PO nie jest w stanie spełnić. Tak też było, gdy swą ofertę złożyła Kopacz. Kaczyński postawił – w jego przekonaniu – warunek, którego pani premier nie spełni. Zażądał, by wcześniej Kopacz pojawiła się na wspólnym posiedzeniu klubów PiS oraz skonfederowanych z nim ugrupowań Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry. Miałaby odpowiadać na pytania m.in. dotyczące obniżenia wieku emerytalnego.
Rzeczywiście, Kopacz nie pojawiła się w środę na spotkaniu z Klubem PiS, tłumacząc się obowiązkami szefowej rządu. Ale także odpowiedziała wybiegiem – zapowiedziała, że przyjdzie na spotkanie z Klubem PiS podczas kolejnej sesji obrad Sejmu.