W poniedziałek o godz. 13 Grzegorz Napieralski złoży w Krajowym Sądzie Partyjnym odwołanie od wyroku z 30 marca. Trzech sędziów formacji Leszka Millera - Hieronim Aleksandrowicz, Władysław Skwarka i Janusz Urbański - skazało go na trzyletni zakaz pełnienia jakichkolwiek funkcji w partii.
Poniedziałek to ostatni dzień, w którym byłi lider Sojuszu mógł to zrobić. We wtorek wyrok byłby już prawomocny. Choć Napieralski od momentu ogłoszenia werdyktu zapowiadał odwołanie, to wniosek złożył dopiero w ostatniej chwili. W niedzielę przesłał go pocztą elektroniczną, a w poniedziałek o 13 doręczy go osobiście.
Jak przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolitą", wciąż chce walczyć o SLD i pełnię praw w ramach ugrupowania. - Miller próbuje mnie zakneblować. Gdybym uznał ten wyrok, przez trzy lata nie mógłbym być nawet delegatem - tłumaczy Napieralski.
Odwołanie od wyroku oznacza, że Krajowy Sąd Partyjny znów będzie musiał zająć się sprawą byłego lidera SLD. Będzie on mógł zarówno zmniejszyć wymiar kary dla Napieralskiego, znieść ją w ogóle, ale również zaostrzyć, a nawet wyrzucić go z partii.
Były szef Sojuszu został na początku stycznia zawieszony przez zarząd krajowy SLD w prawach członka partii za krytyczne wypowiedzi pod adresem SLD i działanie na jej szkodę. Zarzucano mu m.in. iż w swych wypowiedziach oceniał, że partia nie ma już szans i trzeba zakończyć jej działalność. Sprawa została też skierowana do rozpatrzenia przez krajowy sąd partyjny, który 30 marca zdecydował, że Napieralski nie będzie mógł przez trzy lata pełnić funkcji w partii.