W PO do historii przeszedł biało-czerwony szalik, taki, jak noszą kibice piłkarskiej reprezentacji Polski. Najpierw przynosił on szczęście w kampaniach Donaldowi Tuskowi. Potem ten przekazał go w 2010 r. Bronisławowi Komorowskiemu, który oddał go po wygranej w wyborach prezydenckich. Tusk przekazał go wreszcie na pożegnalnej konwencji premier Ewie Kopacz, po tym gdy został przewodniczącym Rady Europejskiej.
Piłkarska analogia spodobała się w PiS. Jak poinformowaliśmy na naszych stronach internetowych, na sobotniej konwencji ugrupowania pojawi się prezydent elekt Andrzej Duda. – Podziękujemy mu za wygraną kampanię, tak jak trener dziękuje zawodnikowi, który strzelił trzy bramki i jest bohaterem meczu. Zdejmuje się go z boiska na kilka minut przed końcem, by stadion zgotował mu owację na stojąco – mówi nasz rozmówca z władz ugrupowania, który pracuje przy organizacji wydarzenia.
W tę sobotę Duda będzie miał okazję do oficjalnego pożegnania się z partią, ale faktycznie będzie to start kampanii przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. W Warszawie swoje konwencje będą mieć niemal równocześnie PO i PiS. Po raz pierwszy to nie opozycja musi się bać takiego zderzenia. W PiS celowo utrzymywano do ostatniej chwili w tajemnicy termin imprezy, wiedząc, że rządzący będą chcieli, by ich przekaz programowy był jedynym tematem przekazów informacyjnych i analiz publicystycznych.
PO gotowa na zmianę warty w PiS
Z jednej strony będzie bowiem partia próbująca wyjść z wizerunkowych turbulencji, z drugiej obóz, który odniósł największe zwycięstwo od dekady. Sobotnia konwencja ma być podobnym paliwem dla kampanii parlamentarnej, jak lutowa inauguracja Dudy dla kampanii prezydenckiej.
Odpowiada za nie ta sama ekipa związana z rzecznikiem Marcinem Mastalerkiem. Tak jak wtedy do Warszawy mają przyjechać działacze z całej Polski. Energetyczne przesłanie ma im potem dawać entuzjazm do pracy w kampanii.
Podobny jest budżet tej imprezy. Efektowna oprawa ma podtrzymać wrażenie z kampanii prezydenckiej. Wtedy to PiS wyznaczył poziom tego typu wydarzeń. – Taki jest nasz cały plan na kampanię. Narzucać swój styl – mówi jeden z naszych rozmówców z PiS. Dotąd bowiem partia przegrywała przez lata z PO, nieudolnie próbując dorównać rywalom.
Mimo że w kampanii prezydenckiej nie było Jarosława Kaczyńskiego, to PiS udawało się narzucać tematy. Manewr zakończył się sukcesem, wiele wskazuje, że może być powtórzony. W PO się spodziewają, że na czele przyszłej ekipy rządowej, którą PiS zaprezentuje na lipcowej konwencji programowej, nie stanie Jarosław Kaczyński, ale ktoś inny, np. wymieniana w mediach wiceprezes PiS Beata Szydło. – Jeśli prezesem wciąż będzie Kaczyński, to będzie ona łatwym celem ataków, że to powtórzenie manewru z Kazimierzem Marcinkiewiczem – przekonuje nasz rozmówca z otoczenia premier Ewy Kopacz.