Główną faworytką jest obecna prezydent Maia Sandu, symbol zwrotu, jakiego dokonał kraj po najeździe Rosji na Ukrainę. Wcześniej Kiszyniów starał się zbliżać z UE, nie antagonizując Moskwy. Po wybuchu wojny jasno opowiedział się za eurointegracją. Dlatego w niedzielę odbywa się też referendum o przystąpieniu Mołdawii do Unii Europejskiej.
Dalszy los Sandu zależy nie tylko od liczby głosów oddanych na nią, ale i od wyniku referendum. Jeśli nie zakończy się ono przekonującym zwycięstwem euroentuzjastów, uderzy to w obecną prezydent.
Przeciw niej są wszyscy pozostali kandydaci. Najważniejszym jest były prokurator generalny Aleksandr Stoinaglo, zgłoszony do wyborów przez byłego prezydenta Igora Dodona. Dwaj bowiem najważniejsi przeciwnicy pani Sandu nie startują w obecnych wyborach: właśnie Igor Dodon oraz skazany w Mołdawii na 15 lat więzienia miliarder Ilan Szor. Ten ostatni uciekł przed więzieniem do Moskwy, dostał tam rosyjskie obywatelstwo i z Rosji wysyła pieniądze na przekupywanie mołdawskich polityków i urzędników.
Dodon zaś – przeciwko któremu toczą się cztery sprawy karne, w tym o zdradę kraju – pozostaje w Mołdawii. Cztery lata temu przegrał wybory z Maią Sandu. Obecnie podkreśla, że kraj powinien zachować neutralność w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, mimo że na jego terytorium często spadają rosyjskie drony, powodując znaczne szkody.
– W sztabie Dodona pracowała wtedy grupa rosyjskich specjalistów, wśród nich była nawet hipnotyzerka – twierdzi szef grupy dziennikarzy śledczych RISE Moldova Władimir Tchorik. Poza tym w rosyjskiej policji politycznej FSB jest cały wydział zajmujący się wyłącznie Mołdawią. Teraz jednak Kreml nie stawia na jednego, lecz na rozproszenie głosów wyborców dzięki wielu kandydatom zgłoszonym do wyborów i doprowadzenie do drugiej tury.