„Rzeczpospolita”: Donald Tusk zwołuje wiec na 4 czerwca. To kolejne duże zgromadzenie publiczne zwołane w ciągu ostatnich 12 miesięcy przez Tuska, po raz drugi 4 czerwca.
Prof. Kazimierz Kik: Tradycja i symbol. To jest znaczący symbol. 4 czerwca to dla nas jest powrót do Europy, do demokracji. Teraz powinien to być powrót do Europy w sensie aktywnej roli Polaków, aktywnej obecności Polaków. Całkowicie zgadzam się z tym co się mówi i pisze, że Polska stoi przed szansą, która się pojawia od nowa. Jaka to szansa? Unia wchodzi w etap decydujący o przyszłości, o charakterze integracji. Te wybory mogą być albo początkiem, albo początkiem końca snu o suwerennej Unii, o której słyszymy w wypowiedziach Emmanuela Macrona. Jesteśmy w okresie przejściowym do etapu świata wielobiegunowego. To jest taki moment, w którym decyduje się, czy w tym wielobiegunowym świecie biegun europejski będzie podmiotem. Polska staje przed szansą - do tej pory znajdowała się w rękach raczej ugrupowań eurosceptycznych, stawiających wyżej suwerenność (polityczną). Musimy jednak pamiętać, że droga do suwerenności politycznej prowadzi przez suwerenność ekonomiczną. Jeżeli ktoś myśli poważnie o tym, że Polska powinna być suwerenna, to najpierw musi uzyskać suwerenność ekonomiczną. Jeśli zadamy sobie pytanie gdzie leży szansa Polski na dojście w okolice suwerenności ekonomicznej to ostatnie 20 lat w UE pokazuje gdzie. Dzięki tym 20 latom Polska awansowała do grona sześciu państw liczących się w Europie, także gospodarczo. Szanse Polski są tylko w UE. Polska poza Unią, w warunkach okresu przejściowego, pełnego chaosu i konfrontacji, sama nie ma żadnego argumentu na to, by wpłynąć na cokolwiek.
Czytaj więcej
Między nami zwady w tej sprawie nie będzie - mówił w rozmowie z Polsat News marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, pytany o to czy pojawi się 4 czerwca na Placu Zamkowym w Warszawie.
Unia Europejska jest dla nas ważne, ale wszyscy obawiają się o frekwencję w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego Polaków trudno do tych wyborów zmobilizować?
Musimy pamiętać, że mamy za sobą osiem lat eurosceptycyzmu, rządów ugrupowań eurosceptycznych. Te rządy ugrupowań eurosceptycznych to prawie połowa aktywnych politycznie Polaków. Mamy za sobą etap dezorientacji, w pewnym sensie, Polaków. Przejęcie władzy przez ugrupowania nieeurosceptyczne, a raczej eurooptymistyczne nastąpiło w decydującym momencie. Te wybory zdecydują o tym czy Europa pójdzie w stronę suwerenności zalecanej przez Macrona, czy też utonie w 27 suwerennościach. A wiadomo, że w świecie wielobiegunowym żadne państwo z osobna samo podmiotowości nie uzyska. Dla Polski jest absolutnie, poza wszelką dyskusją, że nasza szansa, nadzieja to UE i znaczące miejsce Polski w UE. A to oznacza przywrócenie do życia, ożywienie i odegranie dużej roli w Trójkącie Weimarskim. Polska jest po ośmiu latach rządów eurosceptycznych, które raczej szukały przyjaciół daleko, a wrogów znajdowały blisko. To jest przekleństwo w historii Polski, nie potrafimy przejść na pozycje pragmatyczne. Krytykujemy Niemcy, że przeszli na pozycje pragmatyczne, wyciągają wnioski z klęsk i przechodzą na pragmatyczne koncepcje dążenia do suwerenności ekonomicznej. Nie ma takiej integracji na świecie ekonomicznej, która nie koncentrowałaby się wokół silniejszych. To jest poza dyskusją. Możemy patrzeć na Niemcy, przez pryzmat niedobrych doświadczeń, nie ufać, ale jeśli chcemy dojść do suwerenności ekonomicznej Polski to pamiętajmy, że dotychczasowy dorobek Polski w UE został osiągnięty dzięki współpracy z Niemcami.
To pewien paradoks — suwerenność ekonomiczna jest osiągana dzięki ograniczeniu suwerenności politycznej...
Chodzi o zgodę na suwerenność wspólną. Jak może być integracja bez zaufania?
Donald Tusk uczynił z kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego wybór między Wschodem a Zachodem. Czy pana zdaniem to skuteczne?
My musimy odczarować Polaków. My jesteśmy po ośmiu latach eurosceptycyzmu — akceptowanego i dzielonego także przez dużą część Polaków. Najpierw musimy dać odtrutkę, pokazać Polakom alternatywę. Tej alternatywy nie było przez osiem ostatnich lat. Mieliśmy tylko Amerykanów. Ja jestem także za współpracą z Ameryką, jesteśmy częścią świata zachodniego. Ale wydaje mi się, że troszkę instynktu samozachowawczego Polakom by się przydało. Nie możemy stawiać na jednego konia, i to jeszcze za oceanem. Podstawowa zasada jest taka, że tylko takie państwo może liczyć na sukces, które ma przyjaciół wokół siebie i wrogów daleko. To truizm, ale my się musimy tego nauczyć. Przystąpiliśmy do UE i ta całe dobro, przyspieszona droga do suwerenności ekonomicznej dokonała się dzięki sąsiadom. Niemcy to współpraca gospodarcza, handel, także inwestycje zagraniczne. My musimy to zrozumieć, że dla nas Niemcy nie powinny być przekleństwem, powinny być obietnicą. Oczywiście pod warunkiem - że przejdziemy na koncepcję, że wrogów trzeba mieć daleko, a przyjaciół blisko...