Prof. Jarosław Flis: Dyskusja o jednej liście wzmocniła Konfederację

Wariant, w którym PO i Lewica idą osobno, a PSL i Polska 2050 na wspólnej liście, jest najbardziej korzystny dla opozycji – mówi prof. Jarosław Flis, socjolog z UJ.

Publikacja: 24.03.2023 03:00

Prof. Jarosław Flis: Dyskusja o jednej liście wzmocniła Konfederację

Foto: WOJCIECH OLKUŚNIK/EAST NEWS

Z sondażu obywatelskiego Kantar Public wynika, że tylko jedna lista opozycji daje jej możliwość stworzenia rządu po wyborach. To słuszny wniosek?

Sondaże zawsze są punktem odniesienia, który trzeba brać pod uwagę, ale nie należy na nie patrzeć jak na wyrocznie delfickie. Wiele rzeczy jeszcze się wydarzy przez następne miesiące. Pamiętajmy, że sondaże nie są narzędziem precyzyjnym. One tylko pokazują, jaki jest stan ducha społeczeństwa dzisiaj. Badania nie pokażą nam, co się będzie się dziać jesienią. To trochę jakby spytać pana młodego – na pół roku przed ślubem – jakim będzie mężem. Zwolennicy jednej listy – w duchu szantażu moralnego – postawili sprawę na ostrzu noża, żeby pokazać, że jest to jedyne wyjście. Inne badania pokazują, że obraz wcale nie jest oczywisty. Jest to tylko jedno badanie, przeprowadzone przez pracownię, której wyniki zwykle odstają od średniej.

Czytaj więcej

Sondaż: Wspólna lista PSL i Polski 2050 daje zwycięstwo całej opozycji

W omawianym sondażu nie pojawił się wariant, który mamy obecnie „na stole”, czyli KO i Lewica osobno, a PSL i Polska 2050 razem. To błąd metodologiczny?

Tłumaczenie, które przedstawił dr Andrzej Machowski, nie jest specjalnie przekonujące. Wyjaśnił, że to partie opozycyjne były zainteresowane zbadaniem takich wariantów. Skoro ugrupowania polityczne miały wpływ na sondaż, to oznacza, że nie był on do końca obywatelski. Nie zbadano najbardziej prawdopodobnego wariantu. Za to wzięto pod uwagę wariant, o którym nikt nie mówi, czyli KO–PSL–Polska 2050. A to wariant, gdzie PO i Lewica idą osobno, a Polska 2050–PSL – w koalicji, jest najbardziej korzystny dla opozycji.

„Rz” w środę opublikowała sondaż IBRiS. Badanie pokazało, że przy połączeniu Polski 2050 i PSL, liczba mandatów dla tych ugrupowań prawie się podwaja. Z czego to wynika?

Taka jest logika systemu D'Hondta, który nagradza jednoczenie. Im mniejsze są partie, które łączą siły, tym większy mają zysk. Odbywa się to częściowo kosztem partii innych opozycyjnych, ale jednak większość odbierana jest od partii rządzącej. Elektoraty Polski 2050 i PSL-u są najmniej od siebie oddalone, a także od Konfederacji. Pamiętajmy, że dyskusja o jednej liście znacząco wzmocniła Konfederację, która jeszcze jesienią zmierzała pod próg wyborczy.

Co się zmieniło?

Zmieniło się kierownictwo w partii. Odsunięto również najbardziej kontrowersyjnych polityków, czyli Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna. Pamiętajmy, że jedna lista obejmuje w naturalny sposób Lewicę. Tymczasem część tradycyjno-konserwatywnego elektoratu PO słowo „lewica” traktuje jak obelgę. To są wyborcy, którzy często PiS określają mianem „kościółkowej lewicy”. Najbardziej oddalonym elektoratem od Konfederacji są wyborcy Lewicy, a na drugim miejscu są zwolennicy PiS-u. Dlatego, że elektorat PiS-u i Lewicy popiera politykę socjalną i solidarną. A po drugiej stronie są wyborcy preferujący indywidualizm i wolny rynek – pieniądze decydują o wszystkim. Jeżeli Konfederacji wzrośnie poparcie do 10 proc., to w sytuacji równowagi między opozycją i PiS-em, to oni będą decydować o wyborze nowego rządu. Zdaje się, że PiS pogodził się już z tym, że nie będzie mieć samodzielnej większości.

Konfederacja będzie chciała wejść do rządu z PiS-em?

Największym zagrożeniem dla Konfederacji są sygnały wysłane przez PiS, w których uspokaja swoich wyborców, że jak nie uda im się stworzyć samodzielnego rządu, to dogada się z Konfederacją. W ten sam sposób myślała PO w 2015 r., gdy mówiła, że w razie czego wejdzie w koalicję z Lewicą. A wiemy, jak to się skończyło – Lewica nie weszła do Sejmu. Dlatego takie komunikaty trzeba brać w nawias i nie traktować ich poważnie. To, że Konfederacja twardo stawia się w opozycji do PiS-u, także wiele mówi. W Nowej Zelandii zmienił się rząd, gdy łeb w łeb szli laburzyści i partia narodowa. A na koniec o kształcie rządu zadecydowała malutka partia „New Zealand First”, która od początku dystansowała się od jednych i drugich. Byli zasadniczo bliżsi narodowcom, ale w końcu poparli laburzystów, argumentując to potrzebą zmiany w polityce. Nawiasem mówiąc „New Zealand First” nie przeżyła tej koalicji.

Czy PO będzie dalej się przesuwać w lewo i zdominuje Lewicę?

Zwolennicy jednej listy – w duchu szantażu moralnego – postawili sprawę na ostrzu noża

prof. Jarosław Flis

Taki scenariusz nie jest wykluczony. Ta logika sprowadza jednak PO do roli partii takich, jak Unia Wolności i Unia Demokratyczna czy ROAD. A wiemy, że to nie były projekty polityczne, które w długiej perspektywie zakończyły się sukcesem. Stałą skazą tego środowiska jest przekonanie, że wszystko, co proponują, jest racjonalne. A każdy, kto się z nimi nie zgadza, jest antynaukowy albo przynajmniej nieuczciwy. Widać to przy okazji odpowiedzi na zarzuty co do sondażu obywatelskiego – ten rodzaj retoryki nie zachęca do rozmowy. Lewica mówi np. o swoich wartościach jako o czymś, co jest oczywiste dla każdego. Tymczasem te wartości są może oczywiste, ale dla 8 proc. społeczeństwa. Trzeba przedstawiać swój program w taki sposób, żeby nie zrażać do siebie wyborców. Te partie aspirują do tego, żeby reprezentować mądrzejszą część społeczeństwa, a w efekcie powstaje wrażenie, że sami siebie uważają za mądrzejszych od reszty. To nie jest zachęta go głosowania.

Może to wszystko jest tylko na pokaz jako element politycznych negocjacji?

Pojawiają się głosy, że wołanie o jedną listę opozycyjną to blef, żeby przyciągnąć do siebie wszystkich, którzy tak bardzo nie chcą rządów PiS-u, że jest im obojętne na kogo zagłosują. Karą za taką strategię jest to, że część wyborców uwierzy w ten blef.

Z sondażu obywatelskiego Kantar Public wynika, że tylko jedna lista opozycji daje jej możliwość stworzenia rządu po wyborach. To słuszny wniosek?

Sondaże zawsze są punktem odniesienia, który trzeba brać pod uwagę, ale nie należy na nie patrzeć jak na wyrocznie delfickie. Wiele rzeczy jeszcze się wydarzy przez następne miesiące. Pamiętajmy, że sondaże nie są narzędziem precyzyjnym. One tylko pokazują, jaki jest stan ducha społeczeństwa dzisiaj. Badania nie pokażą nam, co się będzie się dziać jesienią. To trochę jakby spytać pana młodego – na pół roku przed ślubem – jakim będzie mężem. Zwolennicy jednej listy – w duchu szantażu moralnego – postawili sprawę na ostrzu noża, żeby pokazać, że jest to jedyne wyjście. Inne badania pokazują, że obraz wcale nie jest oczywisty. Jest to tylko jedno badanie, przeprowadzone przez pracownię, której wyniki zwykle odstają od średniej.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Wybory do PE. Kosiniak-Kamysz wyjaśnia, co zachęci wyborców do wędrówki do urn
Polityka
Z rządu do Brukseli. Ministrowie zamienią Sejm na Parlament Europejski
Polityka
Inwigilacja w Polsce w 2023 r. Sądy zgadzały się w ponad 99 proc. przypadków
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Ministrowie na "jedynkach" KO w wyborach. Mamy pełne listy
Polityka
Najdłuższy stażem europoseł z Polski nie będzie kandydował w wyborach do PE