Największym zagrożeniem dla Konfederacji są sygnały wysłane przez PiS, w których uspokaja swoich wyborców, że jak nie uda im się stworzyć samodzielnego rządu, to dogada się z Konfederacją. W ten sam sposób myślała PO w 2015 r., gdy mówiła, że w razie czego wejdzie w koalicję z Lewicą. A wiemy, jak to się skończyło – Lewica nie weszła do Sejmu. Dlatego takie komunikaty trzeba brać w nawias i nie traktować ich poważnie. To, że Konfederacja twardo stawia się w opozycji do PiS-u, także wiele mówi. W Nowej Zelandii zmienił się rząd, gdy łeb w łeb szli laburzyści i partia narodowa. A na koniec o kształcie rządu zadecydowała malutka partia „New Zealand First”, która od początku dystansowała się od jednych i drugich. Byli zasadniczo bliżsi narodowcom, ale w końcu poparli laburzystów, argumentując to potrzebą zmiany w polityce. Nawiasem mówiąc „New Zealand First” nie przeżyła tej koalicji.
Czy PO będzie dalej się przesuwać w lewo i zdominuje Lewicę?
Zwolennicy jednej
listy – w duchu
szantażu moralnego
– postawili sprawę
na ostrzu noża
prof. Jarosław Flis
Taki scenariusz nie jest wykluczony. Ta logika sprowadza jednak PO do roli partii takich, jak Unia Wolności i Unia Demokratyczna czy ROAD. A wiemy, że to nie były projekty polityczne, które w długiej perspektywie zakończyły się sukcesem. Stałą skazą tego środowiska jest przekonanie, że wszystko, co proponują, jest racjonalne. A każdy, kto się z nimi nie zgadza, jest antynaukowy albo przynajmniej nieuczciwy. Widać to przy okazji odpowiedzi na zarzuty co do sondażu obywatelskiego – ten rodzaj retoryki nie zachęca do rozmowy. Lewica mówi np. o swoich wartościach jako o czymś, co jest oczywiste dla każdego. Tymczasem te wartości są może oczywiste, ale dla 8 proc. społeczeństwa. Trzeba przedstawiać swój program w taki sposób, żeby nie zrażać do siebie wyborców. Te partie aspirują do tego, żeby reprezentować mądrzejszą część społeczeństwa, a w efekcie powstaje wrażenie, że sami siebie uważają za mądrzejszych od reszty. To nie jest zachęta go głosowania.
Może to wszystko jest tylko na pokaz jako element politycznych negocjacji?
Pojawiają się głosy, że wołanie o jedną listę opozycyjną to blef, żeby przyciągnąć do siebie wszystkich, którzy tak bardzo nie chcą rządów PiS-u, że jest im obojętne na kogo zagłosują. Karą za taką strategię jest to, że część wyborców uwierzy w ten blef.