Szybkiej ścieżki Ukrainy do członkostwa w UE nie będzie?

Zełenski widzi kraj we Wspólnocie za dwa–trzy lata. Ale jeśli ten scenariusz się nie spełni, zawiedzeni Ukraińcy mogą jak Turcy odwrócić się od Zachodu.

Publikacja: 14.02.2023 03:00

Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel i Wołodymyr Zełenski podczas spotkania w Brukseli, 9

Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel i Wołodymyr Zełenski podczas spotkania w Brukseli, 9 lutego 2023 r.

Foto: JOHN THYS/AFP

Gdy ukraińscy żołnierze każdego dnia bohatersko giną, by powstrzymać rosyjskiego napastnika, nie wypada mówić niczego, co nie podtrzymuje ich na duchu. – Tempo, determinacja, z jaką Ukraińcy pracują nad dostosowaniem się do warunków członkostwa, są imponujące – przekonywała w czasie niedawnego wyjazdu do Kijowa przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

– Ukraina to Unia, a Unia to Ukraina – wtórował również obecny w ukraińskiej stolicy przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel.

Wtajemniczeni podejrzewają, że trwająca od dawna rywalizacja między Niemką i Belgiem przybrała nową formę: kto okaże się większym przyjacielem Ukrainy. Tyle że to nie ta dwójka zdecyduje o tempie akcesji, tylko każda ze stolic krajów „27”: decyzje muszą zostać podjęte jednomyślnie. A w tym gronie nastroje są bardziej złożone.  – Nie będzie szybkiej ścieżki członkostwa dla Ukrainy. Istnieje ryzyko, że retoryka zderzy się z rzeczywistością – ostrzega w rozmowie z gazetą „Financial Times” unijny dyplomata.

Czytaj więcej

Węgry łamią tabu. Szef MSZ pojechał na Białoruś

Do takiego zderzenia doszło już w sprawie skutków dziewięciu pakietów sankcji, jakie Unia nałożyła na Rosję: miały rzucić reżim Putina na kolona, ale niestety tak się nie stało. W minionym roku rosyjska gospodarka skurczyła się o ledwie 2,2 proc., a w tym roku, zdaniem MFW, wzrośnie o 0,3 proc. – więcej niż Niemiec. To głównie efekt tego, że Moskwa znalazła w Chinach, Indiach, ale także Turcji alternatywnych partnerów gospodarczych. Bruksela miała narzędzia nacisku na Ankarę, bo rozwój Turcji opiera się na umowie o wolnym handlu ze zjednoczoną Europą. Unia jednak tego nie wykorzystała.

Turecki test

23 czerwca Ukraina została oficjalnie uznana za kraj kandydacki do UE, jak Turcja w 1999 roku. Następny etap to rozpoczęcie negocjacji członkowskich.

– To ma się stać w tym roku, w 2023! – przekonywał w minionym tygodniu w Brukseli Wołodymyr Zełenski. Czy tak się stanie, nie jest jednak pewne. KE wyznaczyła siedem warunków, jakie musi spełnić Ukraina przed rozpoczęciem rokowań. Niektóre z nich, odnoszące się do niezależności wymiaru sprawiedliwości czy korupcji, są dla Ukraińców trudne do spełnienia. Czy kraje UE wyjdą naprzeciw oczekiwaniom Zełenskiego, zależy więc w rzeczywistości od sytuacji na froncie jesienią tego roku i tego, czy będzie trzeba wtedy podtrzymać Ukrainę na duchu.

Jednak i ten etap Turcja ma już dawno za sobą: rokowania rozpoczęła w 2005 roku. A jednak rozmowy od tego czasu drepczą w miejscu.

– Nadzieje Turków na integrację zostały zawiedzione, co w ogromnym stopniu przyczyniło się do odejścia kraju od zachodnich wartości, od demokracji. Tego błędu nie możemy popełnić w stosunku do Ukraińców – uważa premier Portugalii Antonio Costa, zwolennik realistycznego komunikowania władzom w Kijowie perspektyw integracji.

Ukraiński premier Denys Szmyhal uważa, że rokowania akcesyjne jeśli się już rozpoczną, powinny posuwać się błyskawicznie. Tak, aby zakończyć się w 2024 roku. Wówczas, po procesie ratyfikacji, Ukraina znalazłaby się w Unii w 2026 roku. W maju zeszłego roku Emmanuel Macron powiedział jednak, że to członkostwo jest kwestią „dekad”. Co prawda od tego czasu Francuz już podobnych rzeczy publicznie nie powtarzał, bo nie przysparza to mu poparcia opinii publicznej. Jednak cytowany w raporcie francuskiego Senatu dyrektor bliskiego prezydentowi Instytutu Jacques’a Delorsa, Sebastien Maillard, uważa, że akcesja nie nastąpi wcześniej niż za 10–15 lat.

Dokument Senatu wskazuje na wiele problemów, które pojawiają się na drodze do przyjęcia Ukrainy do zjednoczonej Europy. Jeden z nich ma charakter polityczny. W ostatnich latach kraje wyszehradzkie (Polska, Węgry, Czechy, Słowacja) zyskały opinię państw „suwerenistycznych”, które ze względu na swoją najnowszą historię są niechętne głębszej integracji. Akcesja Ukrainy wzmocniłaby ten klub. Także Costa ostrzega, że nie zamierza pogodzić się z przesunięciem środka ciężkości Unii ku wschodowi, i zapowiada powstanie „osi atlantyckiej” w UE, aby się temu przeciwstawiać.

Dla kogo dopłaty?

Inną przeszkodą jest siedem krajów Bałkanów Zachodnich, którym już kilkanaście lat temu obiecano członkostwo w Unii. Jeśli miałyby zostać pominięte przy przyjmowaniu Ukrainy (i Mołdawii), mogłoby to doprowadzić do frustracji zdolnej do uruchomienia nowej wojny – wskazuje raport francuskiego Senatu. Jednak skok do Unii 36 krajów członkowskich wymagałby głębokich reform instytucjonalnych, bez których prace unijnej centrali zostałyby sparaliżowane. Na razie propozycji reform nie ma wiele. Ta wysunięta rok temu przez Olafa Scholza (zniesienie weta w podejmowaniu przez Radę UE decyzji w polityce zagranicznej) została przyjęta z oburzeniem w Warszawie, ale nie skłoniła Polski do przedstawienia innego scenariusza zmian.

– Kraje Unii nie chcą być przyciśnięte do muru i zmuszone do podjęcia konkretnych decyzji – narzeka w „Financial Times” ukraińska wicepremier Olha Stefaniszyna.

Nie mniejszym problemem są aspekty finansowe. Ukraina to 40 mln hektarów ziem ornych, dwa razy więcej niż obecna największa potęga rolna UE – Francja. Na razie Paryż zgarnia z polityki rolnej 9 mld euro dotacji rocznie. Czy Ukraina miałaby ich dostawać dwa razy więcej? Albo Francja podzielić się tym, co dostaje? To i tak byłaby kropla w morzu inwestycji koniecznych do odbudowy kraju. Na ten cel w b. NRD, obszarze pięciokrotnie mniejszym od Ukrainy, Berlin wydał 1,5 biliona euro. To był warunek sukcesu landów wschodnich w ramach jednolitego rynku. Jak duże byłyby nakłady, aby osiągnąć podobny efekt dla Ukrainy, na razie nikt nie próbuje obliczyć.

Gdy ukraińscy żołnierze każdego dnia bohatersko giną, by powstrzymać rosyjskiego napastnika, nie wypada mówić niczego, co nie podtrzymuje ich na duchu. – Tempo, determinacja, z jaką Ukraińcy pracują nad dostosowaniem się do warunków członkostwa, są imponujące – przekonywała w czasie niedawnego wyjazdu do Kijowa przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

– Ukraina to Unia, a Unia to Ukraina – wtórował również obecny w ukraińskiej stolicy przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"