Ostatecznej daty jeszcze nie ma, ale wszystko wskazuje na to, że 14 maja w Turcji odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne. Nikt nie ma wątpliwości, że 69-letni prezydent Recep Tayyip Erdogan stanie po raz traci do wyborów. Problem w tym, że konstytucja przewiduje, iż prezydent jest wybierany na pięcioletnią kadencję i może być ponownie wybrany tylko raz.
Sam Erdogan nie zgłosił jeszcze swej kandydatury, jednak cała sprawa wywołuje ogromne emocje. Opozycja jest zdania, że o trzeciej kadencji prezydenta nie może być mowy. Zwolennicy Erdogana wskazują, że jego pierwsza kadencja miała miejsce przed gruntowną nowelizacją konstytucji i po wprowadzeniu w 2017 roku systemu prezydenckiego. W tej sytuacji upływająca kadencja ma się liczyć jako pierwsza.
Czytaj więcej
Słowa szefa austriackiego MSZ brzmią w Kijowie i Warszawie jako niezrozumiałe złagodzenie stanowiska Wiednia wobec Moskwy.
Na tym nie koniec kontrowersji. Planowo wybory miałyby się odbyć 18 czerwca. Nie brak opinii, iż ich przyśpieszenie oznacza, że odbędą się w warunkach skróconej kadencji prezydenta. Nie będzie więc pełna i stąd wniosek, że nie ma przeszkód, aby prezydent Erdgan startował po raz trzeci. – Ostateczną decyzję o przyśpieszeniu wyborów podejmie Komisja Wyborcza, której członków mianował rząd i nie należy się spodziewać, że może ona nie być po myśli prezydenta – tłumaczy „Rzeczpospolitej” prof. Ilter Turan ze stambulskiego uniwersytetu Bilgi.
Według sondaży reelekcja Erdogana wcale nie jest przesądzona. Zarówno on sam, jak i jego rządząca koalicja znajdują się pod presją przede wszystkim z powodu wysokiej inflacji. W sondażach rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) Erdogana z koalicyjnym partnerem nacjonalistyczną MHP nie ma obecnie większości. Koalicja sześciu partii opozycyjnych może liczyć na połowę głosów wyborczych.