Izrael szczycił się od chwili swego powstania, że jest jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie. Zdaniem opozycji i ogromnej części obywateli państwa żydowskiego demokracja nie była nigdy tak zagrożona jak teraz, po ukonstytuowaniu się szóstego rządu Beniamina Netanjahu.
Mimo ulewnego deszczu w ubiegłą sobotę w Tel Awiwie zebrało się 80 tys. osób, domagając się rezygnacji z reformy systemu sprawiedliwości. Była to jedna z największych demonstracji ostatnich dekad. Protesty miały miejsce także w Jerozolimie i Hajfie.
Po uzyskaniu komfortowej większości 64 posłów w 120-osobowym Knesecie nowa religijnie ortodoksyjna i prawicowa koalicja rządowa zamierzają nie tylko przekształcić Izrael w teokrację, do czego dążą koalicjanci partii religijnych, ale i zmienić system wymiaru sprawiedliwości w taki sposób, że władza polityczna uzyska dominującą pozycję w systemie państwa.
Czytaj więcej
W Izraelu rządy objął najbardziej prawicowy i nacjonalistyczny rząd w historii kraju. Na początek chce wywrócić istniejący system prawny, by uwolnić premiera od zarzutów korupcji. Rozejm z Palestyńczykami też wisi na włosku.
Chodzi głównie o pozbawienie Sądu Najwyższego wyłącznych kompetencji w orzekaniu zgodności ustaw z obowiązującym systemem prawnym. Zgodnie z przygotowanym już projektem ustawy Knesetu każde negatywne orzeczenie SN może zostać unieważnione większością głosów w parlamencie. Tym samym podział władz staje się czystą fikcją, gdyż to wyłącznie Kneset większością głosów decydować będzie o kształcie prawodawstwa. – To śmiertelny cios wymierzony w niezawisłość sądownictwa – ostrzega Ester Hajut, przewodnicząca Sądu Najwyższego. Tym bardziej że Izrael nie posiada jednolitej konstytucji, a cały system prawodawstwa opiera się na kilkunastu tzw. ustawach podstawowych.