Niemcy ryzykują uzależnienie od Chin

Wyjazd kanclerza Olafa Scholza ożywił lęki o powtórkę błędnych relacji z Rosją.

Publikacja: 03.11.2022 22:50

Niemcy ryzykują uzależnienie od Chin

Foto: AFP

Zaledwie 11-godzinny pobyt Olafa Scholza w Pekinie w piątek ma charakter wizyty inauguracyjnej. Kanclerz jest pierwszym liderem zachodniej demokracji odwiedzającym Chiny od wybuchu pandemii w Wuhanie przed prawie trzema laty. Tak jak za czasów Angeli Merkel towarzyszy mu spora delegacja 12 szefów niemieckich koncernów, w tym z BASF, Volkswagena, Deutsche Banku, Siemensa, BMW i BioNTechu.

Nie ma jednak przedstawicieli Federalnego Związku Niemieckiego Przemysłu (BDI), potężnej organizacji, która zaapelowała do rządu o zmniejszenie zależności niemieckiej gospodarki od Chin. Jej stanowisko odzwierciedla toczącą się w Niemczech dyskusję o skutkach klęski polityki uzależnienia gospodarki od rosyjskich surowców energetycznych. Rzecz w tym, by nie dopuścić do powtórki z historii, tym razem w relacjach z Chinami. Najlepiej ujął to Thomas Haldenwang, szef niemieckiego kontrwywiadu, mówiąc, że jeżeli „Rosja jest burzą, to Chiny zmianą klimatyczną”.

Czytaj więcej

Trudna podróż kanclerza Scholza do Chin

Tymczasem zależność Niemiec od Chin rośnie od co najmniej dwóch dekad. Kiedy Angela Merkel obejmowała władzę, sprzedaż do Chin stanowiła mniej niż 3 proc. całego niemieckiego eksportu, a import – niewiele ponad 6 proc. Po 16 latach eksport potroił się, a import niemal podwoił. Na Niemcy przypada obecnie 43 proc. całego europejskiego importu z Chin i niemal tyle samo eksportu.

– Niemiecka gospodarka jest znacznie bardziej uzależniona od Chin niż chińska od Niemiec – ostrzega Instytut Gospodarki Niemieckiej (IW).

Czytaj więcej

Xi powitał Scholza. "Chiny i Niemcy powinny współpracować w czasie wstrząsów"

Pojawia się konieczność zahamowania tego trendu. Tym bardziej że już w pierwszej połowie 2022 r. niemiecki deficyt w handlu z Chinami, sięgając 41 mld euro i przekroczył wartość deficytu z całego 2021 r. Uzasadnione są więc pytania o wiarygodność polityczną i gospodarczą Chin.

– Jeżeli Chiny się zmienią, nasze relacje z Chinami również muszą się zmienić – zapewnił Scholz we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Brzmi to jak próba łagodzenia obaw o dalszy rozwój kontaktów gospodarczych z Chinami.

– W warunkach wysokiej inflacji utrzymanie stabilnych kontaktów gospodarczych z Chinami ma krótkoterminową logikę. Ale w dłuższej perspektywie utrzymywanie znaczącej zależności od rynku kontrolowanego przez coraz bardziej konfrontacyjny Pekin nie leży w interesie ani Niemiec, ani Europy – mówi „Rzeczpospolitej” Grzegorz Stec, analityk z brukselskiego biura niemieckiego Mercator Institute for China Studies (MERICS).

Zaledwie 11-godzinny pobyt Olafa Scholza w Pekinie w piątek ma charakter wizyty inauguracyjnej. Kanclerz jest pierwszym liderem zachodniej demokracji odwiedzającym Chiny od wybuchu pandemii w Wuhanie przed prawie trzema laty. Tak jak za czasów Angeli Merkel towarzyszy mu spora delegacja 12 szefów niemieckich koncernów, w tym z BASF, Volkswagena, Deutsche Banku, Siemensa, BMW i BioNTechu.

Nie ma jednak przedstawicieli Federalnego Związku Niemieckiego Przemysłu (BDI), potężnej organizacji, która zaapelowała do rządu o zmniejszenie zależności niemieckiej gospodarki od Chin. Jej stanowisko odzwierciedla toczącą się w Niemczech dyskusję o skutkach klęski polityki uzależnienia gospodarki od rosyjskich surowców energetycznych. Rzecz w tym, by nie dopuścić do powtórki z historii, tym razem w relacjach z Chinami. Najlepiej ujął to Thomas Haldenwang, szef niemieckiego kontrwywiadu, mówiąc, że jeżeli „Rosja jest burzą, to Chiny zmianą klimatyczną”.

Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach