Debata telewizyjna w miniony poniedziałek, pierwsza, w której starło się dwoje kandydatów do schedy po Borisie Johnsonie, była tak brutalna, że część torysów obawia się, iż może trwale podzielić Partię Konserwatywną i spowodować jej klęskę w wyborach w 2024 r. Jednak w kluczowym momencie Truss zaproponowała swojemu oponentowi, byłem ministrowi finansów Rishi Sunakowi, stanowisko w swoim przyszłym rządzie. A ten wyraźnie dał do zrozumienia, że się zgadza.
Strajki trudniejsze
Do tej pory rozgrywka o to, kto pokieruje torysami i krajem, toczyła się między konserwatywnymi deputowanymi do Izby Gmin. To zapewniało przewagę Sunakowi. Od poniedziałku reguły gry się jednak zmieniają. Przez miesiąc w wyborach korespondencyjnych to 160 tys. szeregowych członków partii rozstrzygnie o zwycięzcy. YouGov zrobił sondaż w tej grupie i czyni on z Truss zdecydowaną faworytkę. Może ona liczyć na 49 proc. głosów wobec 31 proc. dla jej rywala (pozostali nie są zdecydowani). Wśród bukmacherów była szefowa brytyjskiej dyplomacji zgarnia 80 proc. wobec 20 proc. dla Sunaka.
Czytaj więcej
Były minister finansów Rishi Sunak i odchodząca szefowa dyplomacji Liz Truss będą walczyć o przywództwo partii i przejęcie sterów rządów.
Truss była w czasie referendum rozwodowego w 2016 r. zwolenniczką pozostania kraju w Unii. Od tego czasu schowała jednak swoje poglądy do kieszeni i uznała, że kariera jest ważniejsza. Dziś licząc na poparcie dominujących w Partii Konserwatywnej środowisk eurosceptycznych, konkuruje na radykalizm ze swoim oponentem. Właśnie ogłosiła, że do końca 2023 r. dokona przeglądu wszystkich unijnych przepisów, które wciąż obowiązują w ustawodawstwie na Wyspach. Jej zdaniem to one są powodem, dla którego Wielka Brytania nie może uwolnić całego swojego potencjału.
Złamanie strajków górniczych z lat 1984-85 ukoronowało pozycję Margaret Thatcher jako bezwzględnej szefowej rządu, „żelaznej damy”. Wtedy kierowała ona jednak już krajem od przeszło pięciu lat. Truss nie chce tyle czekać. W poniedziałek zapowiedziała więc, że zaraz po wprowadzeniu się na Downing Street i ona złamie potęgę związków zawodowych poprzez zaostrzenie prawa do strajku. Byłby on możliwy tylko pod warunkiem, że przyłączy się do niego ponad połowa wszystkich pracowników danego przedsiębiorstwa. Muszą oni także zapewnić minimalny serwis zastępczy.