Rząd premier Beaty Szydło świętuje drugą rocznicę istnienia, a opozycja i formacje wchodzące w jej skład nadal szukają dobrego pomysłu na siebie. Te 24 miesiące w Sejmie to m.in. kikunastodniowy protest na sali plenarnej, transfery, problemy wizerunkowe i wewnętrzne starcia. Dla wszystkich to również mozolna praca w terenie, budowa lub wzmacnianie struktur i poszukiwanie nowych pomysłów programowych, które byłyby kontrą dla rządowej maszyny PiS. Gdyby wybory odbyły się teraz, PiS zapewne by je wygrało. Ale jak pokazują dwie kadencje PO, droga opozycji do zbudowania wiarygodnej alternatywy dla rządzących jest bardzo długa i wyboista.
Platforma Obywatelska
Najpierw była „totalna opozycja" i zapowiedź totalnego oporu w Sejmie i poza nim. Później hasło „ulica i zagranica", które padło na jednym z zamkniętych spotkań i do dziś jest tematem dla PiS. Aż wreszcie Grzegorz Schetyna zdefiniował na konwencji w Łodzi pod koniec października Platformę jako „partię centrum", która ma dla wyborców „totalną propozycję".
Schetyna zdołał utrzymać partię w całości po podwójnym wyborczym szoku. Skonsolidował swoją władzę wewnętrzną bardziej niż Donald Tusk u szczytu potęgi. To w zasadzie jego główne sukcesy. W 2017 roku okazało się jednak, że to Tusk sprawił, że PO zbliżyła się sondażowo do PiS. Później partia Schetyny nie była w stanie wiarygodnie odpowiedzieć na cztery proste pytania zadane przez PiS, m.in. o wiek emerytalny i uchodźców. Potem szybko zaczęło się też poszukiwanie polskiego Macrona, nowego lidera opozycji i samej PO. Częściowo za sprawą licznych taktycznych błędów, które Platforma popełniała i popełnia. Jak wtedy, gdy nie była w stanie przygotować się na dzień, w którym prezydent Andrzej Duda przedstawiał swoje ustawy sądowe.
Dla Platformy nie ma jednak alternatywy jako największej siły opozycyjnej. To jej największy sukces po dwóch latach.