Hamdok ogłosił swoją rezygnację w niedzielę wieczorem. Powiedział do narodu: „Oddaję Sudańczykom misję, którą mi powierzyli".
Dymisja jest reakcją na wielotysięczne protesty, które od kilku dni trwają w stolicy, Chartumie, i pobliskim wielkim mieście Omdurmanie. Odbywają się pod hasłem „władza w ręce ludu", do którego nawiązał ustępujący Hamdok. Zginęło w nich kilka osób. Liczba zabitych przez siły bezpieczeństwa od końca października wzrosła do co najmniej 50.
25 października wojsko przeprowadziło zamach stanu. Wtedy do aresztu domowego trafiło wielu polityków, w tym i premier Hamdok. Potem jednak zawarł porozumienie z generałami i wrócił na stanowisko. Jak się okazało – na krótko. Nie zamierza już być listkiem figowym dla wojskowych, którzy wbrew zapowiedziom nie palą się do oddawania władzy cywilom.
Czytaj więcej
Najważniejszy sudański generał Abd al-Fattah Burhan ogłosił w poniedziałek w południe stan wyjątkowy. Rozwiązał radę, która miała doprowadzić do wolnych wyborów w Sudanie, podobnie postąpił z rządem.
Od obalenia dyktatora Omara Baszira upłynęły prawie trzy lata. Po drodze 43-milionowy Sudan, jeden z najbiedniejszych krajów świata, przeżył huśtawkę nastrojów. Z nadziei na przejście do demokracji pozostało niewiele. Wojskowi, którzy służyli u boku Baszira, przejmowali coraz więcej władzy. Opozycyjni politycy ogłosili: Sudan to znowu dyktatura wojskowa, tyle że bez dyktatora Baszira, choć z jego ludźmi.