Biden obiecał podczas kampanii prezydenckiej, że wznowi obecność i zaangażowanie Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Tymczasem, ruszając do Europy na spotkania ze światowymi przywódcami G-20 i na szczyt klimatyczny, ma tylko garstkę swoich ambasadorów na świecie. Na razie tylko czworo z nominowanych przez prezydenta kandydatów zostało zatwierdzonych przez Senat. Na tym etapie prezydentury jego poprzednik Donald Trump miał już 22.
Opóźnienia wynikają ze sprzeciwu grupy republikańskich senatorów, którym przewodniczy senator Ted Cruz z Teksasu. Czwórka kandydatów, która już została zatwierdzona na placówki w Meksyku, Turcji, Nowej Zelandii i Austrii, to byli senatorowie oraz wdowy po senatorach, których nominacji Cruz z koleżeńskiej grzeczności nie chciał blokować. Nie oponował przeciwko nominacji Cindy McCain, wdowie po słynnym republikańskim senatorze Johnie McCainie, która została przedstawicielem Stanów Zjednoczonych w ONZ-owskiej agencji żywności, jak również senatorów republikańskich Jeffa Flake'a, Toma Udalla oraz Victorii Reggie Kennedy, wdowie po senatorze Tedzie Kennedym.
Głównym celem Cruza i wspierających go senatorów jest zmuszenie administracji Bidena do nałożenia sankcji na wspieranego przez Rosję operatora gazociągu Nord Stream 2. Zdaniem krytyków może on dać Moskwie zbyt duże wpływy w Europie. Administracja Bidena w maju odstąpiła od tych sankcji.
W jednym z wywiadów Cruz stwierdził, że chce powstrzymać Bidena od popełnienia „pokoleniowego błędu geopolitycznego". – Przez to poddanie się Putinowi za 30–50 lat rosyjscy dyktatorzy będą zarabiać dziesiątki miliardów dolarów z Nord Stream 2 i inwestować te fundusze w siły wojskowe, które wykorzystają do agresji przeciw Ameryce i naszym sprzymierzeńcom oraz będą szantażować Europę w kwestiach energetyki – mówi sen. Cruz.
Nie ma przesłanek, że administracja Bidena podda się żądaniom Cruza. W kręgach demokratycznych za to widać coraz większe poirytowanie. – Cruz nie jest sekretarzem stanu. Naród nie wybrał go, ani jego partii, do reprezentowania nas za granicą. A uzurpuje sobie kontrolę nad amerykańską polityką zagraniczną – powiedział demokratyczny senator Chris Murphy z Connecticut, członek senackiej komisji stosunków międzynarodowych, podkreślając, że prowadzenie publicznej dyplomacji bez ambasadorów jest mało skuteczne.